Mira Suchodolska: Jak tam sytuacja na ulicy?
Anna Jastrzębska*: Wszystkim doskwiera kwarantanna, brak rozrywek i konieczność siedzenia w domu, jednak musimy pamiętać, że są ludzie, którzy znajdują się teraz w jeszcze trudniejszej sytuacji. Osoby w kryzysie bezdomności nie mogą po prostu „siedzieć w domu”, a do tego mają bardzo utrudniony dostęp do jakiejkolwiek pomocy, bo wiele placówek, które im dotąd pomagały, pozamykało się lub ograniczyło swoją działalność. Pozamykano jadłodajnie, magazyny, które wcześniej urządzały "wydawki" - czyli można było do nich się zgłosić np. po odzież - już nie funkcjonują jak dawniej. Pomoc medyczna także jest skromniejsza, niż zwykle.
Ale wy nadal pomagacie.
Tak, jak zwykle jesteśmy na Dworcu Centralnym w Warszawie, ale w ograniczonym składzie. W tej chwili w kontakcie z pacjentami pracuje zespół czterech osób: najbardziej doświadczonych ratowników medycznych i dwóch ratowników kwalifikowanych. Dwójka z nich posiada dodatkowe kwalifikacje: to psycholog i prawnik, którzy służą podopiecznym wsparciem w zakresie interwencji kryzysowej. Reszta fundacyjnej ekipy siedzi w domach, działa zdalnie. Chodzi o to, aby ograniczyć rotację, dbać o bezpieczeństwo wolontariuszy.
Osoby bezdomne to grupa podwyższonego ryzyka, ale także mogą się okazać wektorem rozprzestrzeniania wirusa.
To prawda. Powiedziałabym nawet, że to grupa najwyższego ryzyka. Wśród osób doświadczających bezdomności jest wiele osób starszych, schorowanych, wyniszczonych. Osoby te przebywają w przestrzeni publicznej, korzystają ze środków masowego transportu, koczują w poczekalniach i na dworcach, a to przecież węzły komunikacyjne i duże skupiska ludzi. Niestety brakuje miejsc, w których osoby bez dachu nad głową mogłyby się schować. Wprawdzie niektóre noclegownie na czas pandemii przekształciły się w miejsca całodobowego pobytu i podopieczni nie muszą z nich wychodzić w ciągu dnia, jak przed pandemią, ale dostęp do placówek jest bardzo utrudniony – są przepełnione, przyjęcia są ograniczone, a kto już się w nich znalazł, ten siedzi. Ci, którym się nie udało znaleźć miejsca dla siebie, albo właśnie opuścili np. szpital, zostali na ulicy. Na szczęście większość osób zarządzających placówkami pomocowymi widzi problem i w sytuacjach ekstremalnych godzi się na przyjęcie interwencyjne, nawet jeśli ilość osób w placówce już przekroczyła limit. Chcą ratować sytuację i jeśli mogą – pomagają.
Jeśli zamknięto jadłodajnie i wydawki, to skąd teraz biorą pożywienie czy ciuchy?
NGO-sy zajmujące się pomocą osobom w kryzysie bezdomności połączyły swoje siły i zapasy, zorganizowały się na czas kryzysu, żeby nasi podopieczni mieli zaspokojone najważniejsze potrzeby. Wydrukowaliśmy ulotki i plakaty z informacją o zmianie sposobu udzielania pomocy. Mamy w Warszawie autobus, wcześniej był on Mobilnym Punktem Poradnictwa, a teraz stał się mobilnym centrum wydawki. Rozwozi po mieście paczki z najpotrzebniejszymi rzeczami i jedzeniem. Osoby działające w MPP próbują ograniczyć ilość osób w jednym miejscu, ale i tak potrafi przyjść na raz znacznie więcej niż powinno, bo ilość paczek jest ograniczona, a potrzeby ogromne. Trudno przy takim tłumie zachować bezpieczny odstęp, ale Straż Miejska pomaga. Służby także starają się pomóc. Zdarza się, że policjanci dzwonią do nas, kiedy znajdą gdzieś błąkającego się naszego podopiecznego proszącego o pomoc.
Jak oni się czują, ci wasi podopieczni, boją się bardzo pandemii?
Są wciąż jeszcze zagubieni i nie bardzo wiedzą, co się dzieje. Schematy zachowań, które wypracowali przez lata, a które pozwalały im przeżyć na ulicy, zawodzą, a nowych jeszcze nie ma. O pomoc trudniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Do walki o życie i zaspokojenie podstawowych potrzeb dochodzi frustracja spowodowana choćby zmianą w sposobie kontaktowania się z wolontariuszami. Wcześniej mogliśmy przytulić, poklepać po ramieniu, pocieszyć. Dziś przychodzimy „uzbrojeni” w pełne kombinezony, maski ochronne. Twarzy prawie nie widać. Nie wszyscy podopieczni rozumieją zagrożenie. Część je bagatelizuje, część odbiera nasze zabezpieczenie jako sygnał, że się boimy bezpośredniego kontaktu i traktujemy ich jak „trędowatych”…
Czy osoby z zewnątrz mogą jakoś pomóc organizacjom pozarządowym w pomaganiu.
Mogą. Osoby chcące przekazać produkty na paczki mogą np. kontaktować się np. ze Stowarzyszeniem Pogotowie Interwencji Społecznej. Darowizny pieniężne pozwalają większości organizacji po prostu działać, bo nie wszystko można uzyskać z darowizn rzeczowych. To ważne zwłaszcza dla organizacji zapewniających wsparcie mieszkaniowe podopiecznym. Jeśli ktoś chce pomóc – warto poszukać takich organizacji na swoim terenie i je wesprzeć, bo to właśnie osoby w kryzysie bezdomności, zwłaszcza teraz, kiedy wszyscy potrzebują jakiegoś wsparcia, są często na szarym końcu tych, o których się myśli.
*Anna Jastrzębska - założycielka i prezes zarządu Fundacji Fortior, w ramach której prowadzi projekt Medycy na ulicy , adresowany do osób dotkniętych bezdomnością, oparty na pracy zespołu wolontariuszy-streetworkerów. Psycholog, psychotraumatolog, interwent kryzysowy, ratownik, pedagog.