AGNIESZKA SOPIŃSKA: Lubi pan dinozaury?
GRZEGORZ NAPIERALSKI: O dinozaury proszę pytać Stevena Spielberga.
A widział pan ostatnio Leszka Millera?
Widziałem.
On podobno jest dinozaurem. Tak nazwała go pana koleżanka z SLD Anita Błochowiak.
Politycy często sięgają po barwne określenia, ale pod tym ja bym się akurat nie podpisał. Żadnych polityków, a szczególnie lewicowych, nie przyrównuję do zwierząt, nawet tych wymarłych.
Leszek Miller jest wymarłym zwierzęciem?
Nie, dinozaury są wymarłe.
Spotkał się pan ostatnio z Millerem?
Osobiście nie spotkałem go od dawna.
Może teraz się pan z nim spotka?
A jaki miałby cel takiego spotkania, proszę mi powiedzieć?
Moglibyście sobie porozmawiać o sytuacji w SLD. Miller ma mnóstwo ciekawych spostrzeżeń na temat waszej partii. Ma mnóstwo rad dla LiD.
Chciałbym rozmawiać o sytuacji w Sojuszu Lewicy Demokratycznej przede wszystkim z członkami naszej partii. Zbliża się kongres SLD, podróżuję od powiatu do powiatu, od gminy do gminy i tam spotykam się z działaczami Sojuszu. Z nimi chcę rozmawiać o sytuacji w partii. Leszek Miller, co muszę stwierdzić z przykrością, już niestety nie jest członkiem SLD.
Żałuje pan, że Miller porzucił legitymację SLD?
Źle się stało, że różne okoliczności doprowadziły do sytuacji, że nie ma już wśród nas naszych byłych premierów i jednocześnie szefów SLD. To złe. Ale nie jest to wina ludzi SLD.
A czyja?
To już teraz nie jest najważniejsze. Wskazywanie winnych nic nie zmieni. Ja wolę patrzeć w przyszłość.
Miller twierdzi, że obecne kierownictwo Sojuszu popełniło mnóstwo błędów. Głównym, o którym mówi, było zawarcie koalicji z Partią Demokratyczną i wspólny start w wyborach parlamentarnych. Zgadza się pan z tym?
Leszek Miller ma prawo do swoich ocen. Jest człowiekiem, który kilka lat temu tworzył Sojusz Lewicy Demokratycznej, ale dziś jest poza partią. Jeżeli jego ocena jest rzeczywista i niepowodowana złośliwością, to oczywiście warto jej wysłuchać. Natomiast generalnie uważam, że na temat Lewicy i Demokratów powinni wypowiadać się członkowie partii, które tworzą tę koalicję, czyli działacze SLD, PD i SdPl, a nie ci, którzy są poza nią.
A jakie jest pana zdanie na temat LiD: pozytywne czy negatywne?
Były dwie przyczyny, które doprowadziły do powstania tej koalicji. Po pierwsze chodziło o budowanie szerokiego frontu przeciwko rządom Prawa i Sprawiedliwości, a po drugie było to spełnienie marzenia moich starszych kolegów, jeszcze z lat 90. Chcieli stworzyć taki szeroki ruch osób, które były po dwóch stronach Okrągłego Stołu. Miało to być ponadczasowe zjednoczenie tych sił i pokazanie, że porozumienie jest możliwe, mimo że kiedyś stało się po dwóch stronach barykady. Te marzenia teraz się ziściły, niestety w moim przekonaniu za późno. A w związku z tym nie zostały entuzjastycznie przyjęte przez wyborców.
To "niezbyt entuzjastyczne przyjęcie przez wyborców”, jak pan to ładnie nazwał, oznacza, że powstanie LiD było poronionym pomysłem?
Nie używam tak mocnych określeń. Ale zawsze jest tak, że każdy pomysł można dopiero sprawdzić w boju. Lewica w wyborach samorządowych, które odbyły się jesienią 2006 r., wywalczyła 15 proc. poparcia w skali całego kraju, wielu naszych ludzi zostało burmistrzami, wójtami i prezydentami. Tymczasem w wyborach, które odbyły się rok później do Sejmu i Senatu, wynik lewicy był dużo gorszy. Ewidentnie widać, że wyborcy - szczególnie Partii Demokratycznej - odeszli do Platformy Obywatelskiej. Tu nastąpiło przesunięcie elektoratu. Z tego wszystkiego musimy wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Jeden z liderów Partii Demokratycznej, Bronisław Geremek, jakiś czas temu zaszokował swoją deklaracją, że być może w wyborach do Parlamentu Europejskiego jego ugrupowanie wystartuje wspólnie z PO.
Martwią mnie i dziwią te słowa liderów PD. One pokazują pewną postawę, która jest bardzo nieprzyjemna dla SLD. Te sygnały pokazują, że oto możemy zawrzeć koalicję i iść do wyborów albo z wami, albo z kimś innym. To dla nas gesty nieprzyjazne. Przecież nie można zapominać, że to SLD spośród trzech partii tworzących LiD jest ugrupowaniem najliczniejszym, najlepiej zorganizowanym i największym. A mimo to koalicjanci traktują nas jak zło konieczne. To nie fair. Sądzę, że jeśli chcemy być partnerami i dalej tworzyć tę koalicję, to powinno się to zmienić. A jeśli nie, to trzeba sobie to powiedzieć jasno. Uważam, że prof. Bronisław Geremek powinien postawić kropkę nad i, powinien skończyć dywagować. Ale sądzę, że tę decyzję powinna podjąć Partia Demokratyczna.
Sojuszowi opłaciła się ta koalicja? Sam pan mówi, że jesteście najsilniejsi, macie też najwięcej pięniedzy. Warto było iść do wyborów z PD i SdPl?
Dziś nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Trudno teraz dywagować, jaki byłby wyborczy wynik SLD, gdybyśmy wystartowali samodzielnie. Nie ulega jednak wątpliwości, że na pewno Sojusz na swoich barkach poniósł bardzo duży ciężar przygotowania i prowadzenia kampanii wyborczej. I to zarówno do strony organizacyjnej, finansowej, jak i wizerunkowej.
Myśli pan, że powinniście czekać na ruch PD, aż wam powiedzą "do widzenia”, czy też może sami powinniście uprzedzić ich ruch i zerwać koalicję?
Takie decyzje zawsze pozostają w gestii najważniejszych organów partii. W SLD jest nią kongres. To on powinien określić, w którym kierunku pójdzie partia. Taki kongres odbędzie się już w czerwcu. Nie wyobrażam sobie, by podczas tych obrad nie doszło do poważnej dyskusji i decyzji na temat tego, co dalej z SLD i z koalicją, w której uczestniczymy.
Będzie pan przekonywał kolegów do zerwania koalicji?
Dziś za wcześnie o tym mówić. Dziś zaczynamy debatę w powiatach. W tej debacie każdy z członków partii powinien zabrać głos. Dopiero po wysłuchaniu tych głosów powinny być podejmowane decyzje. Takie zasady powinny obowiązywać w każdej nowoczesnej partii, czyli oczywiście także u nas.
A jak pan wsłuchuje się w te głosy płynące z terenu, to co pan słyszy?
Docierają do mnie bardzo różne opinie. Ale podkreślam: dziś za wcześnie o nich rozmawiać. Poczekajmy, aż zakończą się zjazdy gminne i powiatowe - to będzie rzeczywisty głos z różnych stron kraju. A potem na pewno dojdzie do debaty podczas obrad kongresu partii.
Dziś właściwie wszyscy przyznają, że klimat w SLD nie jest najlepszy. Sojusz przeżywa poważny kryzys. Przetrwacie to?
Lewica w Polsce jest bardzo silna. SLD niezmiennie działa od początku lat 90. Wierzę głęboko, że ludzie lewicy przetrwają i te dzisiejsze zawirowania. Jestem przekonany, że z obecnej sytuacji wyciągniemy wnioski i kongresie będzie nowym impulsem w naszym działaniu.
A może lewica niczym dinozaury musi wymrzeć?
Lewica jest potrzebna tak długo, jak długo są ludzie, którzy chcą Polski sprawiedliwej, otwartej i tolerancyjnej. Wiele osób nie zgadza się na wizję państwa, w którym profity wzrostu gospodarczego zbierają tylko wybrani. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy zawarli z państwem pewnego rodzaju kontrakt - pielęgniarek czy też nauczycieli. Oni codziennie słyszą, że jest coraz lepiej, że średnia pensja rośnie, a sami zarabiają po 1000 zł.
Do nas należy wybór, czy chcemy - wzorem np. Finlandii - tworzyć gospodarkę opartą na wiedzy, w której powstają takie firmy jak Nokia. I czy chcemy budować społeczeństwo, w którym szanse ma każdy. Lewicę wybierają ci, którzy zamiast grzebać w przeszłości, chcą myśleć o przyszłości. To wszystko powoduje, że lewicy nie grozi wyginięcie.