Każde pokolenie wyszywa własną makatkę z Grunwaldem, a że niczego na świecie wykluczyć nie można, zatem przyszłość Grunwaldu, marki równie popularnej jak chrząszcz ze Szczebrzeszyna, nie jest pewna. Wszechwładna, jak mówią, polityczna poprawność któregoś dnia odkryje nacjonalistyczny smak walki mężczyzn, na dodatek mężczyzn wierzących oraz homofobów – i Grunwald ulegnie genderowej degeneracji.
Może tak się stać, ale byłoby szkoda. Owszem, są niemiłe wątki tej bitwy, przede wszystkim ogrom strat po krzyżackiej stronie – świadectwo niepotrzebnej rzezi dokonanej na poddających się wojskach Wielkiego Mistrza. Zabiegi Jana Długosza, aby umniejszyć rolę wojsk litewskich w „polskiej wygranej”, też wielkiej chwały nam nie przynoszą. Niemniej bitwa pod Grunwaldem ożyła w polskiej świadomości zbiorowej jako dumne „nie pozwalam” na traktowanie nas jako nacji nieudaczników. I pozostaje międzypokoleniowym znakiem, że potrafimy.