W piątek doszło do protestu na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie po decyzji o areszcie dla aktywistki LGBT Margot. Uczestnicy manifestacji, w tym parlamentarzyści i dziennikarze, informowali w mediach społecznościowych o brutalności policji, o interwencji na zamówienie władzy, o zamachu na wolność słowa i swobody obywatelskie. Wreszcie porównywali Polskę do Białorusi. Zatrzymano łącznie 48 osób.
Szkoda, że 12 lat wcześniej te same osoby, te same środowiska nie oburzały się, nie krzyczały, nie broniły 741 osób (głównie niepełnoletnich), które postanowiły przemaszerować ulicami Warszawy z punktu A do punktu B.
2 września 2008 roku kordon uzbrojonych po zęby (tarcze, pałki, broń gładkolufowa, kaski) policjantów otoczył grupę młodych ludzi i potraktował gazem, po czym zaczął rozwozić ich po komisariatach. Nie tylko na terenie stolicy. Niektórzy wylądowali w Nowym Dworze czy Legionowie. Część osób oskarżono o niszczenie mienia i agresję wobec policjantów. Nieletnich, po przyjeździe opiekunów, dość szybko zwalniano do domu, pełnoletnich zaś zatrzymywano. Wielu z nich było zastraszanych, bitych i poniżanych. Oczywiście nikt nie przejmował się, że zatrzymani lądowali na przesłuchaniu bez adwokatów, a ich prawa obywatelskie były łamane. Czyli wypisz, wymaluj sytuacja identyczna do tej z minionego piątku.
Akcja policji, za którą odpowiadał ówczesny szef MSWiA Grzegorz Schetyna przeszła do historii pod kryptonimem „Widelec”, bo to jedyny „niebezpieczny” przedmiot, który został znaleziony przy zatrzymanych. Mimo tego, ruszyła policyjno-prokuratorsko-sądownicza machina. Sprawy ciągnęły się przez kilka lat (nawet osiem). Absurdalne postępowania kończyły się przeważnie umorzeniem. Teraz po latach wielu z zatrzymanych dochodzi przed sądem odszkodowań od państwa. Państwa, które zatrzymało 741 osób dlatego, że maszerując ulicami stolicy skandowało hasła nieprzychylne ówczesnej władzy i jednemu z koncernów medialnych, a kilka z nich odpaliło race. Zatrzymanym grożono, że jeśli się nie przyznają, to informacje o zatrzymaniu zostaną rozesłane do szkół, uczelni i miejsc pracy, a sami w trybie pilnym zostaną przewiezieni do aresztu na Białołęce. Trudno zatem dziwić się, że część z nich przyznała się do zarzucanych im czynów. Ci, którzy tego nie uczynili, byli z reguły zatrzymywani na tzw. „dołku” na 48 godzin, a następnie w małych grupach, do tego wspólnie skuci kajdankami, przewożeni do lokalnych prokuratur, gdzie „przyklepywano” im konkretne zarzuty.
Wtedy nikt z tych, którzy dziś oburzają się na piątkową akcję policji na Krakowskim Przedmieściu nie protestował, nie mówił o łamaniu praw człowieka, swobód obywatelskich, nie grzmiał w telewizji, nie skarżył się na forum europejskim, nie rzucał oskarżeń na policję, prokuraturę i sądy. Za zatrzymanymi nie ujęła się „Iustitia” czy „Wolne Sądy”. Poseł Michał Szczerba lub jakiś inny z jego partyjnych kolegów nie jeździł po komisariatach z pomocą dla zatrzymanych. TVN24 od rana nie „grzał” tematu brutalności policji. Prof. Monika Płatek nie twierdziła na antenie żadnej telewizji, że akcja rodzi reakcję, a siły i metody użyte przez władzę były nieadekwatne do sytuacji. Dlaczego? Bo to byli KIBICE? Do jednego worka wrzuciliśmy tych, którzy robią ustawki w lasach i tych, którzy fanatycznie dopingują swoją drużynę. Nie pytaliśmy, czy są winni czy nie. Nie zastanawialiśmy się, czy oskarżający ich prokurator, czy wydający wyrok sędzia jest z tej czy innej opcji politycznej. Czy orzeka niezawiśle, czy na czyjeś zamówienie.
Oni nie mieli prawa maszerować, protestować, śpiewać, skandować haseł? Ich prawa obywatelskie są mniejsze niż środowisk LGBT? Bo wtedy u władzy była inna opcja polityczna? Bo „oberwali” od rządzących ci, którzy mają inne od naszych poglądy i wartości? Krótko mówiąc „oni”, nie „my”?
Dziś szum podnosi się, że władza robi zamach na „Margot”, którą „zły” sąd skazał na dwa miesiące aresztu. Szkoda, że tak ochoczo i gremialnie nie stawaliśmy w obronie Maćka Dobrowolskiego, który bez wyroku za kratami przesiedział 40 miesięcy tylko za to, że jako jeden z liderów ruchu kibicowskiego protestował przeciwko rządom Platformy Obywatelskiej, choć próbowano mu „przyklepać” udział w handlu narkotykami.
Na to wszystko byliśmy obojętni. Teraz władza się zmieniła i przeciwnik też. Pozostaje pytanie, kto będzie następny, gdy władza znów się zmieni, a zmieni się na pewno...