Popatrzmy bowiem w sam przepis: „nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione”. Wiem, że nie wszyscy nasi czytelnicy są prawnikami, zatem wytłumaczę na przykładach. Otóż zatroskany o los Polski Jacek Sasin przepalił niemal 70 mln zł, by zorganizować wybory, których nie dało się zorganizować. W świetle obecnie obowiązujących przepisów złośliwy prokurator wespół ze złośliwymi sędziami mogliby się w tym dopatrzeć przestępstwa przekroczenia obowiązków służbowych. Po wejściu nowej regulacji – już nie.
Łukasz Szumowski przekazał instruktorowi narciarstwa kontakt do swojego zastępcy, bo chciał zabezpieczyć twarze i płuca Polaków. A że maski były sfałszowane – cóż, tak bywa. Po co więc mieliby się nim interesować teraz śledczy?
Janusz Cieszyński z kolei, zastępca Szumowskiego, kupił respiratory, które nigdy nie powstały. Złośliwcy z opozycji krzyczeli o zbliżającej się odsiadce. Ale przepraszam bardzo: jaka odsiadka, gdy tu właśnie ogłaszana jest abolicja?
Reklama
Co czujniejsi czytelnicy mogą teraz zakrzyknąć: „ale jak to, przecież ustawa będzie działała tylko na przyszłość!”. Szkopuł w tym, że wcale nie. Wynika to z art. 4 kodeksu karnego, który przewiduje stosowanie ustawy względniejszej dla sprawcy. Ba, chęć wprowadzenia abolicji, prawa działającego wstecz, wynika wprost z uzasadnienia projektu posłów PiS. Czytamy w nim bowiem, że „proponowany przepis znajdzie zastosowanie do czynów popełnionych także przed wejściem w życie tego przepisu”. Sprawa jest więc jasna: kto w PiS walczył z koronawirusem, ten ma immunitet na wieki. A o tym, kto walczył z koronawirusem, zdecyduje prokuratura zarządzana przez Zbigniewa Ziobrę.
Parlamentarzyści w pośpiechu zapomnieli jednak skonsultować tego, co napisali, z jakimś prawnikiem. A jako że nie chcieli wprost napisać w ustawie, że Sasin, Szumowski, Cieszyński i ekipa dostaną immunitet, udali, że chodzi o ogół osób działających w społecznym interesie. Rodzi się tu jednak szereg pytań. Przykładowo czy w świetle projektowanego przepisu będzie można w autobusie dać w pysk osobie bez maseczki? Czy będzie można takiego potencjalnego nosiciela wyrzucić przez szybę rozpędzonego pojazdu? Albo czy będzie można bezkarnie nazwać premiera Mateusza Morawieckiego hultajem z tego powodu, że wchodzi do sklepu bez maski? Władza chce nam zafundować prawniczy horror. I to wszystko w imię bezkarności dla siebie samej. Oczywiście – jakże by inaczej – w ramach poselskiego projektu ustawy. Bez konsultacji, bez szansy na poprawienie błędów, bez skrupułów i zażenowania.
A za kilka lat – przypomnijcie państwo sobie wówczas moje słowa – przyjdzie nowa ekipa i na fali rozliczeń z obecnie rządzącymi wprowadzi art. 10da. A w nim, oczywiście ładnie ujęte, że właśnie wprowadzanej abolicji nie stosuje się do osób o imionach Jacek, Łukasz i Janusz.