Doktorze, w jakim stanie zdrowia mnie pan znajduje podczas naszej rozmowy telefonicznej?
Żeby to ocenić, musielibyśmy dłużej porozmawiać. Teleporada polega na przeprowadzeniu wywiadu z pacjentem, podczas którego ten opisze swoje dolegliwości, przedstawi wyniki badań, jeśli jakieś wcześniej zostały zlecone. Ja z kolei poproszę go o sprawdzenie pulsu, zmierzenie ciśnienia i temperatury. W przypadku zmian skórnych będę namawiał do zrobienia zdjęcia i przesłania mi e-mailem. Na tej podstawie lekarz z doświadczeniem jest w stanie ocenić stan pacjenta, postawić diagnozę i zaordynować leki. Ja sam zajmuję się tym od kilkunastu lat, diagnozując załogi statków pływających pod polską banderą.
Telemedycyna, która w dobie pandemii stała się codziennością na lądzie, zaczęła się właśnie na morzach.
System Maritime Telemedical Assistance Service, morskiej usługi pomocy telemedycznej, powstał w latach 30. XX w. Wtedy radiotelegrafista statku łączył się z dyżurującym lekarzem. Dziś są telefony satelitarne, a dzięki nowoczesnym technologiom połączenia są interaktywne – możemy się widzieć, przesyłać zdjęcia czy inne dane. Jak chociażby elektroniczną listę leków dostępnych w apteczce na statku, by lekarz wiedział, co ma do dyspozycji. Albo zapis EKG.
Ale czasem pacjent jest w tak złym stanie, że trudno się z nim dogadać. Może też nie być w stanie wykonać zaordynowanych mu procedur medycznych.
Ale przecież są inni członkowie załogi – wszyscy przechodzą kurs elementarnej pomocy medycznej. Prowadziłem zresztą takie szkolenia. I dlatego uważam, że powinny być częścią obowiązkową powszechnej edukacji na średnim poziomie. Moim zdaniem absolwenci podchodzący do matury powinni zdawać egzamin z pierwszej pomocy. Bo co z tego, że na lądzie karetka przyjedzie do pacjenta z zatrzymaniem krążenia po kwadransie czy 10 minutach, jeśli nikt nie będzie prowadził resuscytacji. Bez masażu serca i sztucznego oddychania pacjent może nie doczekać się na fachową pomoc. Lekarzowi zostanie tylko stwierdzić zgon.