Dla niektórych może to być zaskakujące, ale Polska nadal jest jednym z bardziej zdecentralizowanych państw UE. I nie chodzi tu o liczbę gmin i powiatów – stopień rozdrobnienia jednostek samorządu terytorialnego (JST), bo małe wspólnoty lokalne siłą rzeczy mają mniejsze możliwości wykonywania swoich zadań (np. liczba gmin we Francji – najbardziej scentralizowanym państwie w Europie – jest gigantyczna, ponad 36 tys., w Polsce jest ich 2477). Decentralizacja opiera się na tym, jak szeroki katalog zadań przekazuje się w ręce wspólnot lokalnych. A lista tych zadań nad Wisłą jest szczególnie długa. Samorząd w Polsce zajmuje się praktycznie wszystkim, co jest kluczowe dla standardu życia w państwie rozwiniętym – od edukacji przez mieszkalnictwo, aż po ochronę zdrowia czy jakość powietrza.
Dochody podatkowe w dół
Jednocześnie nie zapewniliśmy naszym samorządom odpowiedniego finansowania. Według OECD budżety polskich JST stanowią nieco ponad 30 proc. całości sektora finansów publicznych, przy średniej OECD wynoszącej ponad 40 proc. W Szwecji, Niemczech i Hiszpanii budżety JST (liczone jako wydatki, a nie dochody) stanowią połowę tamtejszych finansów publicznych, a w Danii dwie trzecie. Jeszcze większe różnice zauważymy, gdy porównamy te budżety z produktem krajowym brutto. W Polsce wynoszą one zaledwie 13 proc. PKB. W Niemczech i Hiszpanii ponad 1/5, w Szwecji 1/4, a w Danii nawet 1/3. Efekt: wiele z polskich JST udaje, że nie widzi części swoich ustawowych zadań. Szczególnie dotyczy do mieszkalnictwa w miastach i komunikacji zbiorowej na prowincji.
Ubiegły rok okazał się trudny szczególnie dla gmin, których dochody podatkowe wręcz spadły. Wpływy z udziału w podatku PIT zmniejszyły się o prawie 1,5 mld zł, choć wcześniej co roku rosły o ok. 5–6 mld zł.