Choć Prawo i Sprawiedliwość chwali się dziś obaleniem wniosków o wotum nieufności wobec swoich ministrów i wicemarszałka, to takich głosowań się nie wygrywa – można je tylko przegrać. Dopóki istnieje większość zdolna do rządzenia, powinna to być rutyna. Głosowania dały natomiast PiS możliwość przetestowania nowego układu w Sejmie. Było to też symboliczne zamknięcie pandemicznej fazy polityki – z dużymi nadziejami opozycji na rozbicie Zjednoczonej Prawicy i przyspieszone wybory. Jarosław Gowin, na którego wyjście z rządu liczyli liderzy Koalicji Obywatelskiej, poparł jednak PiS. Ten pokazał nową większość.

Reklama

Głosowania ujawniły zmianę układu sił wewnątrz obozu władzy. Kaczyński przeszedł od fazy gry na trzech fortepianach – PiS, Porozumienie i Solidarna Polska – do dyrygowania orkiestrą. Gabinetowy styl podejmowania decyzji za pośrednictwem rady koalicji zamieni się w konferencyjny. Na początku kadencji przepchnięcie przez Sejm ważnych projektów wymagało zgody Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry. Na ogół osiągano ją właśnie na posiedzeniach rady koalicji. Jeśli zgody na projekty nie było, to kończyły one swój bieg – tak było np. w sprawie planu likwidacji trzydziestokrotności czy przepisów o bezkarności urzędników za działania w walce z pandemią. Teraz grono, z którym trzeba uzgadniać propozycje, jest znacznie szersze.

Doszli przywódcy dwóch ugrupowań: Adam Bielan z rozłamowcami z Porozumienia, który utworzył Partię Republikańską, oraz Paweł Kukiz, który niedawno zawarł umowę programową z PiS. Są jeszcze czterej posłowie niezależni: Zbigniew Ajchler, Lech Kołakowski, Łukasz Mejza i Monika Pawłowska. W efekcie większość popierająca rząd urosła z 235 posłów na początku kadencji do 239– 240 posłów. To wiadomość, która może dawać komfort prezesowi PiS i premierowi, gdy do Sejmu trafią pierwsze projekty Polskiego Ładu. Jednak nie da się wykluczyć, że nowy styl podejmowania decyzji w praktyce okaże się dużo bardziej uciążliwy niż poprzedni.