Tak się składa, że Mariusza Kamińskiego co nieco za młodu znałem. Przyszedł do Instytutu Historii w Warszawie owiany legendą. Komuna go ostro represjonowała (acz jakoś przełknęła fakt, że studiował, i to w stolicy – taki to był totalitaryzm ostatniej dekady PRL). Nawet tygodnik „Mazowsze” o Mariuszu pisał, a „Mazowszanka” była bodaj najważniejszym pismem podziemnym, wielu jej redaktorów zakładało w 1989 r. „Gazetę Wyborczą”. Mariusz bywał, uczciwie mówiąc, przedmiotem niezłośliwych chyba żartów jako trochę „nawiedzony” bojownik z komuną. Nikt jednak nie podważał jego najważniejszej krom odwagi cechy prawdziwego opozycjonisty – wrażliwości.
Konferencja prasowa ministrów broniących Polskę przed falą pedofili… Nic, rzecz jasna, dodać tutaj nie można, poza smutną uwagą, że rządzą nami ludzie bez zasad. Nie tacy trochę bez zasad czy naginający je dla własnego zysku, tylko amoralni.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama