W ubiegłą niedzielę kanclerz Olaf Scholz wygłosił kolejne przemówienie, w którym zapewniał o poparciu Niemiec dla Ukrainy. Ale kilka godzin wcześniej w Berlinie policja skonfiskowała ukraińskie flagi w pobliżu miejsc pamięci związanych z II wojną światową. Tak po ludzku się gubię: Niemcy wspierają w tej wojnie Ukrainę czy nie?

Reklama
Wspierają, lecz z ograniczeniami. Decyzja miasta Berlin, którym rządzi SPD, Zieloni i postkomunistyczna Die Linke, że flagi - ukraińskie i rosyjskie - będą w miejscach pamięci 8 i 9 maja zabronione, jak w pigułce pokazuje polityczne oraz społeczne podziały. Znajdują one też odzwierciedlenie w polityce ostrożnego wsparcia Ukrainy prowadzonej przez kanclerza.
Skąd te podziały?
Niemiecka polityka od czasów zimnej wojny z jednej strony polega na silnym związaniu się z Zachodem, to Westbindung. Stąd członkostwo w NATO i udział w kolejnych odsłonach współpracy polityczno-gospodarczej w Europie, która doprowadziła do ustanowienia Unii Europejskiej. Ale z drugiej strony od lat 60. Berlin prowadzi Ostpolitik. To próba obniżenia napięcia między Zachodem a blokiem wschodnim i nawiązania gospodarczej współpracy z ZSRR, a później z Rosją, z dominującym wymiarem energetycznym.
Reklama