Jak interpretuje pan wyniki głosowania w sprawie wotum nieufności wobec premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona?
Jako pyrrusowe zwycięstwo.
Johnson otrzymał mniej głosów niż Theresa May i Margaret Thatcher, kiedy stanęły przed podobnym wyzwaniem. Co to oznacza dla jego pozycji w partii?
Zwycięstwo jest tak kosztowne pod względem poniesionych strat, że w zasadzie podważa sens całego sukcesu. Jednocześnie głosowanie pozwoliło policzyć się przeciwnikom Johnsona. Wynik tego liczenia szabel wypadł dla niego bardzo słabo. Mniej więcej 40 proc. posłów jego partii jest mu przeciwna, co oznacza, że albo stracił poparcie niemal wszystkich szeregowych posłów, albo ich dużej części oraz niektórych członków własnego rządu, którzy muszą publicznie wspierać premiera ("payroll vote" - głosy z listy płac). Warto dodać, że w perspektywie historycznej tego typu wyniki nie pozwoliły obronić się w dłuższym okresie ani Theresie May, ani Margaret Thatcher czy jakiemukolwiek innemu poprzednikowi Johnsona. A przecież jego wynik proporcjonalnie był nawet gorszy niż te uzyskane przez Thatcher i May. Obiektywnie rzecz biorąc, oznacza to, że jeśli premier Johnson nie wymyśli szybko czegoś, co by ponownie skonsolidowało wokół niego dużą część Partii Konserwatywnej, to w ciągu kilku tygodni jego dymisja okaże się nieuchronna.
Reklama