Marek Kuchciński, były marszałek Sejmu, od października ponownie na szczytach władzy jako szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, przyznał, że nie ma mózgu intelektualisty. Być może w obecnej polityce nie musi to być wadą. Bohater jednej z ballad Wojciecha Młynarskiego uznał nawet, że to zaleta. Zażyczył sobie, aby chirurg pozostawił mu jedną szesnastą mózgu, co otworzyło mu drogę do polityki…
Henry Ford twierdził, że myślenie to najcięższa praca, dlatego tak niewielu się jej podejmuje. Trud bywa jednak opłacalny. W krytycznym momencie kryzysu kubańskiego (1962 r.), który mógł skończyć się konfrontacją nuklearną z ZSRR, prezydent John F. Kennedy chciał uniknąć pułapki znanej jako efekt potwierdzenia, czyli skłonności do akceptowania tylko tych argumentów (danych), które potwierdzają wcześniej przyjętą czy dominującą tezę. Aby rozszerzyć perspektywę, zaangażował więc zewnętrznych ekspertów.
W powyższą pułapkę wpadł w grudniu 1941 r. admirał Husband Kimmel, głównodowodzący amerykańską marynarką wojenną na Pacyfiku i szef bazy wojennej Pearl Harbour. Do ostatniej chwili pozostawał przy swoich schematach myślowych, więc zignorował sygnały wskazujące na rychły japoński atak. Brał pod uwagę tylko informacje potwierdzające jego diagnozę sytuacji. Nie postawił bazy w stan pogotowia nawet wtedy, gdy w jej okolicach zatopiono okręt podwodny. Wolał zajmować się rutynowymi działaniami. Po tym, jak Japończycy zmiażdżyli Pearl Harbour, admirała zdegradowano, ale to już nie miało znaczenia dla ponad 2 tys. żołnierzy, którzy wówczas polegli.
CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>
Autor jest profesorem SGH, kierownikiem Katedry Polityki Publicznej. Ostatnio wydał książki „Polski umysł na rozdrożu. Wokół kultury umysłowej w Polsce” (2016) oraz „Polityka publiczna w Polsce: kultura, rządzenie, rozwój” (2021)