Zaczęło się niewinnie. Próbując zaoszczędzić sobie czasu i szukać konkretnego przepisu, zadałam AI z pozoru proste pytanie. "Na jakich zasadach szpital może wziąć pożyczkę z parabanku?". Odpowiedź przyszła natychmiast: "Szpital jako instytucja finansowa może wziąć pożyczkę z parabanku na takich samych zasadach jak inne podmioty gospodarcze". Grzecznie zwróciłam uwagę, że nie dam się zwieść, bo wiem, że jest inaczej. AI zmitygowała się i przeprosiła, prosząc zarazem o sprostowanie. Dopiero wtedy "powiedziała": “faktycznie, w Polsce, zgodnie z ustawą o działalności leczniczej, szpital jako instytucja finansowa nie może wziąć pożyczki z parabanku bez uprzedniej zgody organu tworzącego" - a ja poczułam ulgę.
Słowo "przepraszam" padło 44 razy
Ale tylko na chwilę, była to bowiem jedna z niewielu prawdziwych odpowiedzi, których AI mi udzieliła podczas niemal godzinnej konwersacji. Konwersacji, podczas której AI bez mrugnięcia okiem zubożyła budżet NFZ o kilka miliardów złotych, dodała kilku szpitalom milionowe zyski - podając kwoty co drugiego miejsca po przecinku, manipulowała wypowiedziami polityków i wymyślała życiorysy. Żeby być bardziej przekonująca zarzucała mnie konkretnymi paragrafami, cytatami ze sprawozdań i decyzjami urzędów publicznych. Jej wypowiedzi, były naszpikowane detalami, które podawała bez najmniejszego zastrzeżenia - trochę jak z wierszyka Juliana Tuwima "O Grzesiu, kłamczuszku i jego cioci", żeby później zupełnie niefrasobliwie się z nich wycofywać i mówić, że chyba się pomyliła.
Ale – uwaga - robiła to dopiero wtedy, kiedy zaczynałam ją sprawdzać. Wcześniej dość długo próbowała mnie przekonać, że ma rację, bo to tezy które pojawiły się w różnych wywiadach i publikacjach dużych koncernów medialnych. Przytaczała wypowiedzi osób, którym wedle własnego uznania przyznawała dość wysokie funkcje. W tym samym czasie słowo “przepraszam” padło 44 razy. Nie wstydziła się też braku logiki, mówiąc mi np. że “nie dysponuję aktualnymi danymi z 2020 roku, ponieważ moja wiedza jest aktualna tylko do 2021 roku”.
Narcystyczna "natura" ChataGPT
Bardzo szybko miałam odczucie jakbym rozmawiała z rasowym gaslighterem. Jedną z cech tego rodzaju manipulatora to stosowanie kłamstwa, a potem albo pójście w zaparte, albo udawanie, że tego nie było. W efekcie druga strona przestaje wierzyć własnym zmysłom. Tak się powoli czułam. Tym bardziej, że coraz mocniej ujawniała się też narcystyczna "natura" ChataGPT. Tak jakby nie był w stanie powiedzieć: "na tym się nie znam". I tak jakby go zaprogramowano nie po to, by podawał prawdziwe informacje, tylko zadowolić i przypodobać się swojemu rozmówcy (a jedyne co ją różniło, że była w stanie przeprosić, ale w sumie tak, żeby wyszło na jej). AI wciągnęła mnie w rozmowę, w której początkowo popisywała się "insiderską" wiedzą.
To, co w tym wszystkim było najbardziej niebezpieczne, że początkowo dałam się zwieść. AI odpowiadała mi bardzo szczegółowo na moje pytania i tak jakby zgadywała, czego oczekuję. Kłopot polega na tym, że gdybym skończyła rozmowę po pierwszych kilku pytaniach, uwierzyłabym jej. Tym, co ją zgubiło, był moment, kiedy w trakcie kolejnej przekonującej bajki podała znienacka inną datę niż wcześniej. Dopiero to wzbudziło moją czujność. Nie dość tego, w tym konkretnym przypadku próbowała mnie przekonać, że to był tylko brak precyzji – bo wcześniej chodziło o to, że podawała mi datę, kiedy zapadł jakiś wyrok, a teraz mi podaje datę, kiedy się uprawomocnił, pomimo tego, że było już jasne, że to nie prawda. Kiedy prosiłam o konkretne linki, aby udowodnić, że nie kłamie: nie wahała się ani chwili i podawała mi jak na talerzu. Kiedy kliknęłam pierwszy taki link, zobaczyłam jedynie “ups, coś poszło nie tak”, a potem “nie ma takiej strony”. Z czasem robiło się coraz gorzej. W kolejnym już zobaczyłam komunikat, że wchodzę na niebezpieczne strony, już się przestraszyłam. Nie omieszkałam o tym poinformować AI, która znowu zaczęła przepraszać mówiąc, że nie był to jej intencją.
Próbowała różnych metod…
Na tym jednak nie koniec jej narcystycznej natury. Próbowała różnych metod. Np. kiedy sprawdzałam ją raz za razem - dawała mi prztyczka w nos mówiąc, że już wcześniej odpowiadała na ten temat. A na zarzut, że za każdym razem inaczej, mówiła wtedy że przeprasza za nieścisłości. I podawała jeszcze inne dane, tak jakby wierzyła, że może tym razem dam się nabrać. Raz zastosowała trik - jak z dowcipu o zdawaniu egzaminu przez maturzystę: pytają go o dżdżownice, a on mówi, że przypomina trąbę słonia i zaczyna mówić o słoniach. AI też podała, że komuś zarzucono fałszerstwa badań naukowych, aby potem wmawiać, że to chodziło o stosowanie nielegalnej reklamy. W konfrontacji z jej wcześniejszą odpowiedzią znowu prosiła o wybaczenie i zrzuciła to na nieścisłość mówiącą, że chodzi o przepisy dotyczące promocji leków. Po czym zarzuciła mnie informacjami na temat przepisów dotyczących promocji w Polsce.
Spryciara
Próbowałam ją zagiąć i kiedy zacytowała fragment (jak później się okazało rzekomej) wypowiedzi jednego z polityków (nie pytałam o to, ale sama z siebie przytoczyła ją jako dowód na to, że mówi prawdę. Spryciara), a ja ją poprosiłam o podanie źródła, zastosowała znany już mi trik z wysłaniem nieprawdziwego linku. Postanowiłam się nie poddawać i cisnąłem dalej: "Skąd się u ciebie pojawiła ta wypowiedź? Kto mógł mówić te słowa?" W końcu przyznała się: “To była fikcyjna wypowiedź i nie powinna być traktowana jako prawdziwe źródło informacji”. Jednak moje zwycięstwo nie trwało długo. Kiedy już zapytałam: "Czy to znaczy, że ta wypowiedź jest fikcyjna? Wymyśliłaś ją sobie?" “Nie wymyśliłam tej wypowiedzi, ale w mojej poprzedniej odpowiedzi podałam błędną informację, którą źle zinterpretowałam”, by zaraz dodać: "Była to moja pomyłka i przepraszam za wprowadzenie w błąd. Wszystkie informacje, które podaję są… sprawdzone i opierają się na rzetelnych źródłach".
Grand Press, czyli ostateczny test
Ostatecznym testem było zapytanie o samą siebie - w końcu tak mi się wydawało, że jestem dla siebie najpewniejszym źródłem wiedzy. Tak jakby tylko czekała na to pytanie. Powiedziała, że jestem świetną dziennikarką śledczą, która wykryła wiele afer, za co dostałam nagrodę Grand Pressa, a nawet dwie. Żeby nie być gołosłowną podała mi nawet daty oraz - a jakże – linki do wiadomości o tym. Szkoda tylko, że było to kolejne piękne kłamstwo. Choć po raz kolejny poczułam pokusę, żeby jej uwierzyć. A przestać dawać wiarę własnym zmysłom i wiedzy.