Prezydent Andrzej Duda, uzasadniając podpisanie tzw. lex Tusk, dużo miejsca poświęcił rzekomej jawności działania komisji oceniającej wpływy rosyjskie. Jego zdaniem „opinia publiczna powinna sobie sama wyrabiać opinię na temat tego, w jaki sposób działają różni jej przedstawiciele”. Ale odniósł się do czegoś, czego w tych przepisach nie ma.
Uważam, że nie ma większego sensu wchodzić w dyskusję na temat szczegółowych rozwiązań prawnych. Cel działania komisji jest jasno określony, a przepisy mają jedynie służyć realizacji tego celu. Wciągnięcie w rozmowę o szczegółach odwraca uwagę od tego, że to po prostu młot wymierzony w opozycję. Niemniej jednak warto rozprawić się z mitem, że opinia publiczna otrzyma jakąś dodatkową i obiektywną wiedzę.
Komisja bowiem nie będzie działała jawnie, ale pod publiczkę. Jej członkowie będą mogli decydować, które informacje ujawnić, a publicznie dostępna rozprawa jest wyjątkiem, a nie regułą prac komisji. Innymi słowy, będzie można rzucać oskarżenia i insynuacje, natomiast nie będzie obowiązku pełnego wyjaśnienia ich faktycznych podstaw. To kolejny element, który plasuje komisję bliżej sądów kapturowych niż demokratycznych i przejrzystych mechanizmów kontroli życia publicznego.
CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRONICZNYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>