Dążenie PiS do utworzenia komisji wiąże się z konsekwencjami politycznymi. Przede wszystkim grozi pogłębieniem
konfliktu z Brukselą. Stać się tak może nawet, jeśli dziś Trybunał Konstytucyjny orzeknie o zgodności z konstytucją ustawy o Sądzie Najwyższym.

Reklama

Według zapewnień rządu miała ona odblokować unijne miliardy euro dla Polski. Tyle że komisja ds. badania wpływów rosyjskich może zostać uznana za niezgodną z Europejską konwencją praw człowieka i stać się kolejnym zarzewiem ostrego sporu.

KE krytykuje lex Tusk

Wczoraj po południu KE wydała oficjalne oświadczenie wyrażające zaniepokojenie nowym prawem. Przepisy, na podstawie których komisja ma być powołana, powszechnie nazywane lex Tusk, są krytycznie oceniane nawet w obozie rządzącym.

Niektórzy jego przedstawiciele liczą, że skierowanie ustawy do TK przez prezydenta umożliwi jej poprawienie. PiS zakłada, że trybunał sprawnie rozpatrzy sprawę, bo wystarczy tu pięcioosobowy skład. Od decyzji komisji, np. pozbawiających na 10 lat możliwości sprawowania funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi, ma przysługiwać skarga do sądu. Jeśli do czasu wpłynięcia pierwszych skarg TK nie rozpatrzy wniosku prezydenta, może to wywołać dwojakie konsekwencje. Z jednej strony wojewódzkie sądy administracyjne mogą stosować tzw. rozproszoną kontrolę konstytucyjności i uchylać decyzje. Z drugiej – mogą zawieszać postępowania do czasu wydania wyroku przez trybunał. To jednak de facto pozbawi prawa do obrony osobę z zarzutami sformułowanymi przez komisję.

W obozie rządzącym pojawiają się też pytania, czy przed przegłosowaniem składu komisji nie powinno się wprowadzić zmian w regulaminie Sejmu, które doprecyzują m.in., jaką większością t osoby mają być wybrane.

CZYTAJ WIĘCEJ W ŚRODOWYM WYDANIU "DZIENNIK GAZETA PRAWNA">>>