- Komisja do badania wpływów rosyjskich
- Relokacja uchodźców
- Referendum
- Sondażowe notowania Zjednoczonej Prawicy zastygły
- Platforma wręcz zachwyca
Platforma tak zaciekle walczyła przez osiem lat z PiS-em, że aż przejęła większość jego programu i nie tylko to. Zachodzący w PO proces mimikry, to chyba już ostatnia nadzieja dla przywódców Zjednoczonej Prawicy na zachowanie w parlamencie minimalnej większości. Nadzieja raczej płonna ale zawsze lepsza taka, niż żadna. Wszystko inne bowiem zawodzi.
W pewnej mierze dzieje sią tak za sprawą determinacji (zapewne prezesa) aby zrobić co tylko jest możliwe dla zwycięstwa. W efekcie otrzymujemy po stronie rządzących coś, co kiedyś - tam gdzie sięgał zabór pruski – określano mianem: za dużo zufilu (od zuviel). Po przedawkowaniu zufilu wyborca w swej masie, zamiast się nim emocjonować, okazując swój zachwyt lub oburzenie, głównie ziewa. Obóz władzy daje 800 plus i w trudnych czasach zwiększa cały pakiet transferu socjalnego, media się podniecają, Platforma obiecuje dwa razy więcej wszystkiego, a obywatele, w tym przede wszystkim stronnicy Zjednoczonej Prawicy, dyskretnie ziewają.
Komisja do badania wpływów rosyjskich
Jarosław Kaczyński wymyśla odjechaną komisję do badania wpływów rosyjskich, media się oburzają, Tuskowi dzięki temu udaje się wręcz znakomicie marsz 4 czerwca, a elektorat Zjednoczonej Prawicy nawet nie ukrywa ziewania. I trudno się mu dziwić, bo przecież wie z góry, co komisja ustali (zwłaszcza w sprawie Tuska). Nota bene ziewnięcia musiały okazać się tak rozdzierające i widoczne w wewnętrznych sondażach, że tego piątku nienarodzoną komisję spotkała aborcja.
Relokacja uchodźców
Wracając do zufilu, oto Bruksela podrzuca kwestię relokacji uchodźców, a we Francji wybuchają zamieszki, w których rej wodzą kolorowe dzieci migrantów. Nie dość tego, szczęśliwego zrządzenia losu, na granicy z Białorusią znów szykuje się kryzysowa sytuacja. Zatem prezes Jarosław Kaczyński ogłasza podczas wiecu w Bogatyni: "My się obronimy, ale my też nie pozwolimy, by inni decydowali za nas, dlatego w tej sprawie będzie rozpisane referendum".
Przez moment pojawia się wrażenie, że wreszcie obozowi władzy udał się celny strzał. Dbałość o zaspokojenie poczucia bezpieczeństwa, to jedna z tych rzeczy, która nigdy nie znudzi się wyborcom. Poza tym na polu zabezpieczenia granicy, żeby przelicytować PiS Donald Tusk musiałby obiecać, iż każe rozmieść wzdłuż niej stanowiska karabinów maszynowych i prażyć seriami do każdego, kto wejdzie na metalowy płot. Ale to mogłoby, nawet w dzisiejszych czasach, zabrzmieć w Europie nieco niesmacznie.
Referendum
Jednakże na szczytach obozu władzy uznano najwyraźniej, iż referendum z jednym pytaniem to zdecydowanie za mało zufilu. Pojechano więc po całości i zaczęto dorzucać kolejne pytania. W efekcie głosujący odpowie, czy chciałby wraz ze wszystkimi bliskimi oraz zwierzętami domowymi żyć w strachu i nędzy, pracując ciężko aż do śmierci. Masochiści, a także ludzie nienawidzący PiS-u, jeśli poniesie ich fantazja, zawsze mogą zagłosować, że o niczym innym nie marzą. Cała reszta wie, iż referenda w Polsce posiadają mocy wiążącą, jedynie gdy zagłosuje więcej niż 50 proc. uprawnionych do tego. Poza tym wynik i tak rządzący mogą olać, zupełnie jak obywatelskie projekty ustaw. Zatem organizowana jest szopka, stanowiąca element kampanii wyborczej.
Sondażowe notowania Zjednoczonej Prawicy zastygły
Na pierwszy rzut oka prezentuje się ona nawet sprytnie. Daje nadzieję, że zwabi do urn choć troszkę więcej elektoratu Zjednoczonej Prawicy, jednocześnie zniechęci wyborców opozycji, by w ogóle głosować. Natomiast ostateczne wyniki referendum (no chyba, że za kilka tygodni spotka go los komisji), mają znaczenie czwartorzędne. Przecież poznamy je już po wyborach, gdy miejsca w Sejmie i Senacie zostaną obsadzone. Wówczas będzie można sobie o nich podywagować. Acz wokoło zacznie się dziać mnóstwo innych, dużo ciekawszych rzeczy. Najgorsze dla obozu władzy jest to, że nadmiar zufilu sprawił, iż referendalne wyniki nawet już teraz nikogo one nie obchodzą. O jakichkolwiek objawach emocjonalnego wzmożenia nie wspominając. Po takiej dawce odgrzewanych kotletów, ci co wcześniej postanowili zagłosować na PiS, zrobią to. Natomiast na odzyskanie wyborców, jacy odeszli oraz na przyciąganie nowych, szans nie widać. Sondażowe notowania Zjednoczonej Prawicy, zastygłe na wciąż tym samym poziomie, najlepiej tego dowodzą.
Cóż się dziwić, skoro zupełnie brak jej pomysłu, jak to zmienić i w kampanii wyborczej jedynie kumuluje wszystkie rzeczy, które kiedyś działały. Powoli dochodząc do tak potężnej dawki starego, że żołądki mniej odpornych obywateli zaczynają mieć problemy z utrzymaniem swej treści. Za dużo zufilu miewa właśnie takie skutki uboczne, zwłaszcza kiedy się go połączy z przewidywalną, geriatryczną nudą.
Platforma wręcz zachwyca
Na tym tle Platforma wręcz zachwyca, ponieważ ostatnio nie sposób się z nią nudzić. Podobnie jak z człowiekiem, który stanął sobie na gzymsie wieżowca i chciałby sprawdzić, czy potrafi latać.
W tym tygodniu w środę Donald Tusk zaprosiła na listy wyborcze Michała Kołodziejczaka z jego ludźmi z Agrounii. W czwartek z Campusu Polska Przyszłości wylecieli symetryści. W powietrzu zapachniało od razu dobrą zmianą. Wedle sondaży na Agrounię chciało głosować nawet 200 tys. wyborców. Na symetrystów nie zamierzał tego zrobić nawet kundelek ze złamaną nogą. Zresztą z Campusu eksmitowali się sami. Wywalić bowiem postanowiono jedynie najbardziej znienawidzonego w twardym elektoracie PO, Grzegorza Sroczyńskiego. Reszta po porostu okazała solidarność koledze. Być może ku uldze organizatorów imprezy, bo nie musiano osobiście wypraszać innych gości gorszego sortu.
Campus
Acz weekend nadciąga i kolejni uczestniczy Campusu dopiero zaczynają rezygnować z udziału w nim. Zwykle z tego samego, mało zrozumiałego na spolaryzowanej scenie politycznej powodu. Ładnie ujął to na swym facebookowym profilu, niedoszły uczestnik imprezy, publicysta m.in. „OKO.press” i autor fajnych książek o Afryce Adam Leszczyński. - Odwołanie panelu ze względu na osobę uczestnika uważam za tłumienie otwartej debaty, do której jestem przywiązany – napisał.
Jednocześnie Internetowy aktyw Platformy, zrzeszony głównie pod hasztagiem „Silni Razem”, którego presja wymusiła eksmisję symetrystów, ogłosił, że reprezentują oni „elity”. Są one nieco zepsute, ponieważ działają na szkodę obywateli broniących demokracji. Należy więc dokonać ich wymiany. „W Polsce musi nastąpić wymiana elit” – twierdził już w 2014 r. Jarosław Kaczyński. I nawet się starał ale akurat to szło mu słabo, każda więc pomoc będzie mile widziana.
Program wyborczy Platformy w pół roku zlał się z pisowskim
Zatem nim się obejrzeliśmy na niwie ekonomicznej, społecznej i intelektualnej program wyborczy Platformy w pół roku zlał się z pisowskim. No może PO ostatnio o wiele zacieklej walczy z wyprzedażą państwowych przedsiębiorstw i niezależnie jaki socjał daje PiS, oni zaoferują dwa razy więcej.
Cały problem w tym, że przejmować założenia programowe konkurenta należy zacząć nie sześć miesiący przed wyborami ale jakieś sześć lata wcześniej. Tak aby mieć szansę choć trochę się uwiarygodnić i pozyskać nowych wyborców, a nie tracić dotychczasowych. Z dnia na dzień ten trik nie zadziała. Jednocześnie udało się rozpętać awanturę w środowiskach liberalno-lewicowych, dotąd wspierających PO (acz często ze słabo ukrywaną awersją). Wręcz zaczęło pachnieć w nich rozłamem na tych, co pozostaną wierni do końca oraz resztę niezdolną do przełknięcia Platformy w postaci "PiS-bis".
Piąte pytanie
Jeśli awantura nabierze rumieńców, to do referendum winno zostać dodane 5 pytanie o brzmieniu: Czy jesteś za tym, żeby środowiska "obozu demokratycznego" mogły naparzać się same ze sobą, a Prawa i Sprawiedliwości musiało z tego powodu stać samotnie z boku, odsunięte od pozostawania w centrum zainteresowania Polaków.
No bo z tak przewidywalną i nudną kampanią wyborczą lada dzień nawet rządowe media przestaną PiS zauważać.
Mamy zatem na scenie obóz władzy zbyt nażarty i skostniały, by samodzielnie wygrać wybory oraz liberalno-lewicową opozycję, starającą się z całych sił wejść w stan totalnego rozpirzu, by definitywnie zagwarantować sobie przegranie wyborów.
Na koniec zatem rodzi się bardzo ważnie pytanie. Czy Sławomir Mentzen, zbierający właśnie gorączkowo fundusz na kampanię wyborczą, powinien zgromadzoną kwotę wydać na: filmowe spoty, bilbordy oraz organizację wieców. Czy może jednak zainwestować ją w popcorn i piwo?