JĘDRZEJ BIELECKI: Na czwartek zaplanowano szczyt unijny w Brukseli. Tydzień później odbędzie się spotkanie G20 w amerykańskim Pittsburghu. W Brukseli przywódcy "27" mają uzgodnić, z czym pojadą do USA, jakie propozycje reformowania systemu światowych finansów zostaną zaproponowane. Szwecja przewodzi pracom UE w tym półroczu. Jakie propozycje Unia zawiezie na szczyt G20?
CARL BILDT*: Wciąż spieramy się w tej sprawie. Jedno jest jednak pewne: po raz pierwszy przeżyliśmy globalny kryzys i aby zapobiec w przyszłości załamaniu gospodarki, będziemy potrzebowali rozwiązań globalnych. Mówię o konieczności większej koordynacji między kluczowymi gospodarkami świata.

Reklama

Większa koordynacja na poziomie międzynarodowym - jak pan to ujął - czyli większa kontrola rynków finansowych czy wręcz bezpośrednia interwencje państwa?
To nie takie proste. W niektórych sektorach gospodarki z pewnością tak będzie, ale już w innych niekoniecznie. Kryzys zaczął się od załamania amerykańskiego rynku nieruchomości, a więc sektora, który jest niezwykle ściśle regulowany przez państwo. Natomiast rynek finansowych instrumentów pochodnych, na którego uregulowanie tak mocno naciskają dziś Niemcy i Francja, wcale nie wywołał kryzysu, choć był zupełnie nieregulowany przez państwo.

Stanom Zjednoczonym pomysły unijne się nie podobają.
Niechęć USA, o której pan mówi, to mit. Zanim zostałem ministrem spraw zagranicznych, zasiadałem w radzie nadzorczej piątego co do wielkości funduszu inwestycyjnego na świecie, którego siedziba znajdowała się w Stanach Zjednoczonych. I przekonałem się, jak bardzo amerykański rynek finansowy jest regulowany. Więcej: jest on regulowany dużo bardziej niż rynek europejski.

Wróćmy do tego, o czym przywódcy UE będą rozmawiać na szczycie w Brukseli w czwartek. O co się spierają, jakie stanowisko Unia próbuje wypracować w sprawie - jak to określają media francuskie - umoralniania kapitalizmu?
Spór dotyczy przede wszystkim kwestii premii dla maklerów bankowych i zarządów banków. Moim zdaniem ta sprawa nie ma aż tak fundamentalnego znaczenia dla zapobiegania kryzysom jak choćby normy kapitałowe, których będą musiały przestrzegać banki.

Reklama

czytaj dalej



Rozwiązania, które zostaną przyjęte na szczytach w Brukseli, a później w Pittsburghu wystarczą, aby kryzys się nie powtórzył?
W ostatnim roku niezwykle wzrosła rola Międzynarodowego Fundusz Walutowego. Zyskał bezprecedensowe środki finansowe i nowe uprawnienia. Wciąż jednak pozostaje on instytucją o charakterze bardziej technicznym niż politycznym. Stad konieczność ustanowienia nowej organizacji. Może nią być G20. Problem w tym, że MFW ma strukturę, w której wszystkie liczące się kraje są w lepszym lub gorszy sposób reprezentowane. Inaczej natomiast jest w przypadku G20.

Reklama

Decydują tylko najważniejsi. To chyba logiczne?
Nie jestem pewien, czy rzeczywiście Argentyna jest potęgą gospodarczą. I czy rzeczywiście my, Szwedzi, powinniśmy otrzymywać polecenia, jak reformować gospodarkę od Argentyny. Aby G20 mogło skutecznie zapobiegać kryzysom, musi uzyskać znacznie bardziej formalną niż dziś strukturę, częściej się spotykać, ale także w lepszym stopniu reprezentować główne potęgi gospodarcze świata. Jeśli weźmiemy gospodarkę Szwecji, pozostałych krajów skandynawskich, Polski oraz republik bałtyckich, mamy całkiem poważną cześć gospodarki światowej. A przecież żaden z naszych krajów nie jest w G20 reprezentowany. To jest problem nie tylko dla Szwecji, ale także dla Polski. Naszą część świata musi być reprezentowana w G20.

Proponował pan szefowi polskiej dyplomacji Radosławowi Sikorskiemu podjęcie starań o wspólnego reprezentanta regionu (w tym Polski) w G20?
Nie, jeszcze nie. Na razie jesteśmy jeszcze wciąż w środku kryzysu, za wcześnie więc na tę debatę. Ale kiedy już ostatecznie przezwyciężymy zapaść gospodarki, staniemy na twardym gruncie, musimy rozpocząć rozmowy o światowej strukturze zarządzania finansami. Kraje azjatyckie zarzucają Europie, że ma zbyt dużą reprezentację w MFW. Jednak w G20 część europejskiej gospodarki w ogóle nie jest reprezentowana.

Czy wraz z umacnianiem się roli G20 - procesem, który pan popiera - nie osłabnie rola Unii Europejskiej, której pracom obecnie przewodzi pana kraj?
Niekoniecznie. Myślę wręcz, że Unia wyjdzie z tego kryzysu wzmocniona. Przede wszystkim ze względu na euro. Jeszcze niedawno wielu ekonomistów mówiło: euro jest sukcesem, ale poczekajmy na kryzys, a wtedy zobaczymy, czy wspólna waluta przetrwa. Otóż nie tylko przetrwała. Euro zyskało na świecie na znaczeniu jako czołowy biegun stabilności.

To może czas, aby i Szwecja porzuciła koronę i przyjęła euro?
Rzeczywiście. Sądzę, że my euro jednak przyjmiemy.

*Carl Bildt, szef szwedzkiego MSZ