Zuzanna Dąbrowska, Mikołaj Wójcik: Co się stało z telewizją publiczną? PiS ją przejmuje?JAROSŁAW KACZYŃSKI: Wydaje się, że w końcu powróciło prawo, choć Farfała nie powinno być na Woronicza od dawna.

Reklama

Kto będzie prezesem TVP po Piotrze Farfale i tymczasowych rządach Bogusława Szwedy
Nie wiem. Wiem, że jest zapotrzebowanie, by to był jakiś artysta czy twórca. Mam nadzieję, że rada nadzorcza TVP będzie gotowa na taką decyzję. Nie chodzi o tworzenie drugiego TVN. Tylko o to, by istniała taka telewizja, która, gdy coś się dzieje korzystnego dla władzy, mówi o tym. I gdy dzieje się coś niekorzystnego, też to mówi. Która nie sadza w audycji publicystycznej trzech ludzi o z grubsza takich samych poglądach i gdzieś tam czwartego, który coś tam nieśmiało odpowiada. Tylko jak jest spór, to stawia to mniej więcej na równi. A jak jest złamane prawo, to mówi jasno, że jest skandal.

PiS wyciągnęło wnioski z okresu swoich rządów na Woronicza?
Czy Bronisław Wildstein był człowiekiem PiS? To był człowiek niezależny aż do pewnej przesady. Doprowadził do sytuacji, w której trzeba by skracać rządy, aby go utrzymać na stanowisku. Każde „Wiadomości” były atakiem na dwóch naszych koalicjantów. A w ich mentalności było przekonanie, że to ja kazałem mu ich atakować. Nie wierzyli, że może być inaczej. W ówczesnym składzie rady nadzorczej możliwy był tylko wybór Andrzeja Urbańskiego. A za jego czasów znowu „Wiadomości” nas maltretowały, choć i za Wildsteina nas nie oszczędzano. Trzeba mieć klapki na oczach i jeszcze opaskę, by tego nie zauważyć. Więc zarzut o PiS-owską telewizję publiczną jest tak prawdziwy jak ten, że wprowadziliśmy dyktaturę.

Czyli Urbański ma szanse w konkursie na szefa TVP?
Jak chce kandydować, to rzecz jasna, ma pełne prawo.



Reklama

SLD proponował PiS, by to właśnie on był kompromisowym prezesem.
Pierwsze słyszę. Ja nie prowadziłem żadnych rokowań. Wiem, że mi się to przypisuje, ale o tym nie rozmawiałem. Nigdy w życiu nie widziałem na oczy panów Roberta Kwiatkowskiego czy Włodzimierza Czarzastego. Może więc gdzieś taka propozycja padała, ale ja nic o tym nie wiem.

Kto prowadził te rozmowy?
Nie będę na ten temat rozmawiał. Ratowaliśmy telewizję publiczną i mam nadzieję, że kiedyś ci, którzy ją ratowali, dostaną ordery. I to bez względu na przynależność partyjną.

Reklama

Czarzasty dostanie order?
Ja nic nie wiem o tym, żeby Czarzasty uczestniczył w tych rokowaniach. Ale takie ordery to nie byłoby nic dziwnego. Ostatnio prezydent odznaczył np. Marka Jurka, który rzuca w nas kamieniami, czy byłego prezesa TVP Jana Dworaka, związanego z Platformą.

A kto się w tych odwojowanych mediach będzie pojawiał? Medialne osobowości PiS są teraz w Brukseli.
Po pierwsze część z nich już wcześniej była eurodeputowanymi. Aktywność innych nie osłabła po czerwcowych wyborach. Tadeusz Cymański występował w mediach jako europoseł i na pracowitości mu nie zbywa. Więc nie sądzę, żebyśmy ich stracili.

I teraz są problemy z eurodeputowanymi. Jeden mówi publicznie, że nosi się z odejściem. Inny nie pojawia się na kongresie. Jeszcze inny nie respektuje przedwyborczych ustaleń.
Pewnym szokiem dla nich może być niebywała zmiana warunków materialnych. Mam nadzieję, że wszyscy przez to dobrze przejdą.



Kto będzie tworzyć nowy przekaz PiS?
Mam nadzieję, że najlepsi, najbardziej komunikatywni. Musimy umieć przełamywać stereotypy, dziś mocno utrwalone w świadomości i ciągle podtrzymywane. Choćby ten o tym, że rządząc, nic nie robiliśmy i drugi, że robiliśmy rewolucję. I wreszcie, że to nam szkodzi. Nie można nic nie robić i jednocześnie robić rewolucję, to jest sprzeczność. Krótko mówiąc, to co jest podstawą setek napuszonych krytyk naszego rządu, i to krytyk często prowadzonych z pozycji prawicy czy centroprawicy, to czysta bzdura. Ale bzdura ma się u nas dobrze i naszym zadaniem jest skuteczne pokazanie, że bzdura jest bzdurą, że PiS miał i ma program w trudnej sytuacji, rządził ze znakomitym efektem i tak będzie w przyszłości.

Nowy statut jest po to, by PiS scentralizować czy otworzyć na nowych ludzi?
Zdajemy sobie sprawę, że w oparciu o dawną bazę możemy najwyżej powtórzyć wynik z poprzednich wyborów. A nam nie o to chodzi. Chcemy przejąć władzę. Chcemy się skierować do tych, którzy uznają, że padli ofiarą pewnego nieporozumienia w 2007 roku. I przekonać nie do tego, że ta władza jest zła, bo to każdy widzi, ale że jest alternatywa.

Gdzie jest teraz ten elektorat? W wynikach badania opinii cały czas mieści się w gronie zwolenników PO?
Sądzimy, że tak. Albo z rozpędu, albo poczucia, że nie wypada inaczej, albo też z przeświadczenia, że my jesteśmy tacy okropni. Z tym musimy walczyć i może prawda o nas wreszcie do wyborców dojdzie.

Czy aby ich pozyskać, będzie konieczna zmiana waszego programu?
Przyjęliśmy taki program już na kongresie w styczniu. Stawialiśmy tam na zupełnie inny projekt polityki gospodarczej, w której centrum nie jest resort finansów, a Ministerstwo Rozwoju. Ale po drodze przyszedł kryzys. I czas na korektę.



Jaką korektę? Zmienia pan myślenie o gospodarce?
Piekielnie trudna sprawa. Po dwóch latach niezwykle nieudolnych rządów PO w finansach publicznych jest rzeczywiście źle. To jeden problem. Drugi to znalezienie nowego źródła rozwoju dynamiki gospodarczej. Nad tym pracujemy i będziemy pracować. Propozycje zgłosimy w dyskusji budżetowej.

Z kryzysem rząd sobie radzi. Najlepiej w Europie.
Ale to zawdzięczamy nie temu rządowi, a profesor Zycie Gilowskiej. To ona, będąc ministrem finansów, przeznaczyła wiele miliardów złotych na konsumpcję. Obniżając składki, podatki, podnosząc płace w służbie zdrowia. I to w tej chwili ciągnie gospodarkę.

A co nas czeka po wybuchu afery hazardowej?
Mamy przed sobą swego rodzaju sprawdzian. Jakim jesteśmy państwem: praworządnym czy niepraworządnym. Przed czy porywinowskim. To jest w niemałej mierze sprawa mediów, które nie powinny rezygnować z wyjaśnienia tej sprawy. To jest jednak przede wszystkim sprawa wymiaru sprawiedliwości i jego zdolności działania wobec ludzi władzy.

Czy porównania tej sprawy z aferą Rywina są trafione?
I tu i tu chodziło o ustawę, o nielegalne wpłynięcie na jej kształt. Różnicą jest łapówka, ale sprawą śledztwa jest wyjaśnienie, czy i jakie relacje finansowe łączyły polityka PO i ludzi z hazardowego biznesu. Zdrowy rozsądek nakazywałby tu daleko posuniętą dociekliwość. Przeciek, co do akcji CBA, przypomina natomiast sprawę starachowicką. Tłumaczenia Tuska wskazują, że sensu largo czuje się podejrzanym. I słusznie, tu śledztwo powinno być bardzo intensywne.

A może ta sprawa to próba rewanżu Mariusza Kamińskiego za zarzuty, jakie stawia mu prokuratura w związku z aferą gruntową? Nie obawia się pan, że Sejm odwoła szefa CBA
Najpierw była sprawa, a potem zarzuty w postępowaniu, gdzie Kamińskiego przesłuchiwano jako świadka, czego nie robi się wobec potencjalnych podejrzanych. Przesłuchiwano go w postępowaniu, które wedle wszelkich oznak zmierzało do umorzenia. Sprawa jest jasna, argumenty Tuska mogą dziś przekonywać tylko bardzo naiwnych przyjaciół Platformy. Mamy wielką aferę i wielką kompromitację.