Pierwsze do ataku ruszyły greckie urzędy skarbowe. Trudno się dziwić, bo kraj ten balansuje na krawędzi bankructwa, a obywatele oszukują fiskusa masowo, co jest tradycją jeszcze z czasów niewoli otomańskiej. Ktoś, kto tego nie robi, jest uznawany w najlepszym wypadku za dziwaka. W efekcie według bardzo ostrożnych szacunków szara strefa w Grecji odpowiada aż za ponad 30 proc. PKB.

Reklama

Gdyby ją wziąć w ryzy, tegoroczne wpływy budżetu z podatków, zamiast 54 mld euro, byłyby o 15 mld euro wyższe, a to połowa kwoty, na którą opiewa grecki, ponoć radykalny, plan cięć wydatków.

Grekom daleko jednak do maestrii Włochów. Z najnowszych danych tamtejszego urzędu skarbowego wynika, że w ubiegłym roku ukryli przed fiskusem 300 mld euro, na czym budżet państwa stracił 100 mld euro.

To czterokrotnie więcej od zaplanowanych przez państwo oszczędności na lata 2011 – 2012. I równowartość czterech polskich dziur budżetowych.



Zuchwałość, z jaką Włosi oszukują fiskusa, jest wręcz nieprawdopodobna. Według oficjalnych danych blisko połowa najemców ekskluzywnych willi w topowych kurortach morskich na Capri czy w Porto Cervo na Sardynii to ludzie biedni, najczęściej korzystający z zapomóg. Oczywiście to albo sprytni oszuści, albo podstawione osoby. Dodajmy do tego, że we Włoszech stoi 2 mln budynków, których nie ma w żadnych rejestrach (podobnie jak ich właścicieli).

Zmuszone do cięć wydatków socjalnych rządy europejskie muszą wykazać się teraz szczególną skutecznością w poszukiwaniu ukrytych dochodów. Włosi wprowadzają skomputeryzowany system kontroli podatkowej, który ma rejestrować uczestników ekskluzywnych aukcji, wycieczek, a nawet rodziców posyłających dzieci do drogich szkół. Z kolei grecki fiskus wezwał na pomoc satelitę i liczy przydomowe baseny, które powinny być słono opodatkowane. Właśnie, powinny. Oficjalnie jest ich w Atenach 324, podczas gdy oko satelity wypatrzyło ich... 16 974. Akcja rodzi przy tym reakcję. Baseny zaraz zniknęły pod maskującym brezentem w kolorze trawy.

Reklama

Najnowsze zdobycze techniki na nic się też zdadzą, gdy urzędnik podatkowy pozostanie najchętniej przyjmującym łapówki zawodem. Tak jest według Greków, którzy za przymknięcie oka wręczają kopertówki zwane fakelakia.

To są jednak drobiazgi. Najbardziej efektowną formą oszukiwania fiskusa jest chowanie pieniędzy na tajnych kontach w rajach podatkowych. OECD szacuje, że może tam leżeć nawet 11,5 bln dolarów. Dlatego rządy Szwajcarii, Belgii, Luksemburga, Singapuru czy Andory znalazły się pod presją i łagodzą przepisy dotyczące tajemnicy bankowej. Szwajcaria przekazała Francji nazwiska obywateli, którzy uniknęli podatków na kwotę 3 mld euro. Miękną też same banki, np. UBS zgodził się ujawnić dane o 4,5 tys. rachunków obywateli USA. Amerykański fiskus jest najbardziej bezwzględny. Konfiskuje co najmniej połowę majątku ukrytego w raju podatkowym, chyba że zbłąkana owieczka wykaże skruchę – wtedy straci 20 proc.



Metody pozyskiwania informacji są często kontrowersyjne. Niemieckie ministerstwo finansów kupiło płytę CD z danymi 1,5 tys. osób ukrywających dochody w Szwajcarii. Herve Falciani, 37-letni specjalista IT z banku HSBC w Genewie, dostał za to 2,5 mln euro. Rok wcześniej niemieckie służby wywiadowcze za podobne dane dotyczące klientów banku LGT w Liechtensteinie zapłaciły informatorowi 5 mln euro.

W pomoc w ukrywaniu pieniędzy za granicą zamieszani są często politycy. Tak miało być w przypadku 87-letniej Liliane Bettencourt, córki założyciela francuskiego koncernu L’Oreal, której pomagać miał francuski minister pracy.

Mimo kilku lokalnych zwycięstw fiskus nie ma szans na wygranie wojny o ukryte dochody, dopóki obywatele nie zaczną traktować unikania podatków jak przestępstwa. Teraz zwykle myślą tak: po co mam płacić na darmozjadów polityków, wyłudzających zasiłki oszustów? I dlaczego tak dużo? Np. we Włoszech fiskus zabiera aż 52 proc. dochodów.

W Polsce, choć podatki są niższe, problemem jest duża zmienność interpretacji przepisów i biurokratyczna mitręga. To dlatego mamy jedną z największych szarych stref w Europie – szacowana jest na co najmniej 20 proc. PKB – a liczba najbogatszych obywateli w rejestrach zadziwiająco szybko topnieje.