Oczywiście tak czy inaczej trafiałby do nas gaz rosyjski. Tyle że przez niemieckiego pośrednika. Może najwygodniejsze to nie jest, ale trzeba pamiętać, że nawet gdybyśmy mieli rozwinięty system połączeń z Zachodem, to większość pozyskanego stamtąd gazu i tak miałaby wiele wspólnego z Gazpromem.
Ale tego gazu nie ma. Słubicką rurą, choć dużą, płyną minimalne ilości gazu. I tak od dziesięciu lat. W tej historii jak w soczewce przegląda się gazowa historia Polski ostatniego dziesięciolecia. Buńczuczne zapowiedzi dotyczące dywersyfikacji, z których nic nie wychodzi. Polityka w różnych swoich wymiarach, zagraniczna, krajowa i surowcowa całkowicie pomieszana z biznesem. Słowem, nie za bardzo wiadomo, o co chodzi.
Niemal pewne jest natomiast jedno: nasz kraj dzięki inercji wobec tej rury niczego nie zyskał. Może dzięki funkcjonowaniu słubickiego gazociągu negocjacje z Gazpromem byłyby łatwiejsze. Może cena gazu dla Polski byłaby bardziej korzystna. Może byłyby korzystniejsze warunki kontraktów. Może wreszcie gaz w kuchenkach i piecykach miałby szansę być tańszy? Ale nikt z ludzi podejmujących decyzje w tym kraju ani tych pytań nie zadał, ani na nie nie odpowiedział. I tak od dziesięciu lat.