Aurora wystrzeliła. Rząd Donalda Tuska rozpoczął ofensywę legislacyjną, którą z racji skali działania i liczby ustaw do uchwalenia nazywają w PO rewolucją październikową. Boję się, że rządowi i posłom koalicji może nie starczyć zapału, podobnie jak dwa lata temu, gdy również zapowiadali wielkie zmiany pod tym samym żartobliwym szyldem „rewolucja październikowa”. Wtedy ofensywa daleko jednak nie dotarła. Można rzec, że ugrzęzła niedaleko za Piotrogrodem. Oczywiście nie tylko koalicja PO – PSL była temu winna, bo ówczesny prezydent Lech Kaczyński, jak mógł, zniechęcał i kilka ważnych ustaw zawetował.
Teraz ma być powtórka rewolucji. Latem premier zapowiedział przygotowanie przez rząd pięciu pakietów: konsolidacji finansów publicznych, deregulacyjnego, zdrowotnego, społeczno-cywilizacyjnego oraz powodziowego, na które składa się ponad 40 projektów ustaw. Niedawno, aby lepiej nadzorować pracę posłów, przeniósł się nawet do Sejmu. Pokazanie, że rząd pracuje pełną parą, jest szczególnie ważne w obliczu zbliżających się wyborów samorządowych.
Niestety, mamy już opóźnienia, co zważywszy, że są to często odgrzewane projekty zablokowane przez prezydenta Kaczyńskiego, nie nastraja optymistycznie. Owszem, rząd przyjął kilka projektów ustaw zdrowotnych (określają zasady przekształcania szpitali i zmieniają kwestie refundacji leków) czy rozpoczął w Sejmie prace nad ustawą budżetową, trudno to jednak nazwać rewolucją ani ofensywą.
W tym tygodniu rząd miał się też zająć pakietem deregulacyjnym (ogranicza obciążenia dla przedsiębiorców i obywateli), ale dalej pewnie gdzieś krąży wśród opiniujących go urzędników, którzy udowadniają, że się nie da, i po kawałku wycinają, co bardziej utrudniające im życie kawałki. Może zajmie się nim rząd w końcu października.
Na swój dzień czeka ustawa o finansach publicznych, która wprowadza m.in. tzw. regułę wydatkową i umożliwia podnoszenie stawek VAT. Prace nad nią hamuje dyskusja, która rozgorzała w rządzie wokół trudnego ze względów wyborczych wątku likwidacji ulg – miałyby zniknąć, gdyby zadłużenie państwa przekroczyło próg 55 proc. PKB. Wciąż czekamy m.in. na ustawy racjonalizujące zatrudnienie w budżetówce, dotyczącą emerytur mundurowych czy OFE. Powinno ich być dużo, skoro od lat słyszeliśmy o „szufladach pełnych projektów”.
Październik się kończy... Spokojnie, przecież rewolucja październikowa wybuchła tak naprawdę w listopadzie, a nazwę wzięła tylko od kalendarza gregoriańskiego. Listopad też więc będzie OK. Żebyśmy tylko wówczas nie usłyszeli: idzie zima, ustaw ni ma.