Wszyscy adwokaci – czy chcą, czy nie chcą – nadal będą musieli pozostawać członkami samorządu zawodowego. Przepisy o obowiązkowej przynależności korporacyjnej adwokatów, radców prawnych i innych przedstawicieli zawodów zaufania publicznego pozostaną niezmienione. Kolejna próba ich poluzowania skończyła się niepowodzeniem.
Tym razem Trybunał Konstytucyjny miał o wiele łatwiejsze zadanie, gdyż rzecznik praw obywatelskich wycofał w ostatniej chwili wniosek swojego poprzednika, który konsekwentnie kwestionował obowiązkową przynależność do korporacji prawników, architektów, urbanistów, inżynierów budownictwa, lekarzy. Samo wycofanie wniosku nie było nawet zaskakujące. Bardziej zdumiała mnie towarzysząca temu argumentacja. Otóż przedstawiciel RPO powołał się na dotychczasowe orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, którego utartej linii nie miał odwagi podważyć.
Taka argumentacja urzędu, który ma stać na straży praw obywatelskich, nie jest dobrą lekcją prawa. Tym bardziej że odbyła się ona publicznie, na sali rozpraw, przed pełnym składem sędziów trybunału. Czy z samego faktu, że przez dziesiątki lat trzymano się kurczowo jakiegoś poglądu, oznacza, że był on słuszny, że był on zgodny z konstytucją? Sądziłem zawsze, że rzecznikowi praw obywatelskich bliższa sercu powinna być raczej swoboda zrzeszania się obywateli, a nie przymus.
Liczyłem, że rzecznik stanie przed trybunałem i bez owijania w bawełnę powie sędziom, że nikogo nie wolno zmuszać do członkostwa w jakimś stowarzyszeniu. Że dla sprawowania pieczy nie jest konieczna obligatoryjna przynależność do korporacji. Tym razem tak się jednak nie stało.
Dlaczego więc przynależność do korporacji nie może być dobrowolna? Dlaczego nie ma możliwości założenia jakiejś drugiej czy trzeciej, alternatywnej organizacji zawodowego samorządu? I wreszcie rzecz zupełnie zasadnicza: dlaczego nie można wykonywać swojego wymarzonego zawodu, nie należąc do żadnego stowarzyszenia? Obrońcy korporacyjnego monopolu mają w takiej sytuacji przygotowaną jedną i tę samą odpowiedź.
Ich zdaniem niezrzeszeni adwokaci nie będą potrafili napisać klientowi przyzwoitej apelacji, lekarze nie postawią choremu trafnej diagnozy, a architekci spoza SARP-u zaczną budować domy, które będą się rozlatywać. W odpowiedziach tych pobrzmiewają niestety fałszywe tony. Od czasu średniowiecznych gildii nie znam takiego monopolu, który by jakość usług poprawił, a nie pogorszył.
Ale orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie obowiązkowej przynależności do samorządu ma jeszcze jedną skazę. Sędzią sprawozdawcą w tej jakże ważnej sprawie był znany adwokat. Za stołem sędziowskim zasiadali też prawnicy, którzy wcześniej wykonywali zawód adwokata i radcy prawnego. Czy w związku z tym nie powinni wyłączyć się z tej sprawy? Nie chodzi rzecz jasna o podważanie zaufania do tych osób, nie chodzi o to, że siedząc za stołem sędziowskim, orzekali niejako we własnej sprawie. Tutaj chodzi o zasadę. O zasadę bezstronności, która została tym razem złamana.