Z drugiej strony w niektórych amerykańskich stanach zwolennicy Republikanów typują w prawyborach prezydenckiego kandydata Demokratów (i na odwrót). Trudno takie wyniki bagatelizować. Są bowiem miarą. Tylko czego?

Reklama

Z pewnością część ankietowanych, i to nie tylko zwolenników PiS, wskazała Ziobrę, bo im się podoba, być może ponad partyjnymi podziałami. Elity ekscytują się złą reputacją byłego ministra sprawiedliwości podejrzewanego o niepraworządne praktyki. Niektórzy publicyści widzą go na ławie oskarżonych. Ale polityk, skądinąd zachowujący po wyborach przeważnie milczenie, budzi również pozytywne emocje, sądząc po bardzo dobrym wyniku wyborczym w Krakowie. Kojarzy się po prostu z determinacją w walce z korupcją i przestępczością.

Ale możliwa jest i inna interpretacja. Oto zwłaszcza część zwolenników innych partii poza PiS, a może i pewna liczba Polaków popierających PiS, może się kierować bardziej oceną sytuacji niż sympatiami. Pytani, kto powinien kierować partią stworzoną przez braci Kaczyńskich, z różnych powodów wskazują kogoś innego niż dotychczasowy lider. Bo mają wrażenie, że lider się wypalił. Bo uznają go - bardzo logicznie - za odpowiedzialnego za wyborczą porażkę. Bo już po wyborach miał kłopot z czytelnym przekazem, także z zapanowaniem nad emocjami. Bo jego obietnica zmian w partii okazała się humbugiem.

Ziobro dostałby w takim przypadku premię za to, że jest najbardziej znanym i wyrazistym po Kaczyńskim politykiem PiS. Politykiem wymienianym czasami jako "następca tronu". Jeśli tak, to nawet milczenie Ziobry działa na jego korzyść. Nawet jeśli chciał w ten sposób zejść z linii strzału krytykom, nie zdążył się wyróżnić niczym nieostrożnym, nie popełnił żadnego kiksu.

Nawet jeśli traktować taki sondaż jako wyraz przejściowego wahnięcia nastrojów, lider PiS powinien się nad nim głęboko zastanowić. Trudno ten wynik tłumaczyć do końca czarnym PR-em. Przecież ten PR jest skierowany i przeciw Ziobrze. Zwróćmy zresztą uwagę, że stosunkowo sporo osób wskazało zmarginalizowanego od dawna Ludwika Dorna. On także nie ma dobrej prasy. A jednak kojarzy się z jednym - ze zmianą warty.

Czy nadszedł czas, aby głosić mocną tezę, że Kaczyński staje się obciążeniem dla własnej partii? Za wcześnie, zwłaszcza że przywództwo wciąż niedoświadczonego, zbyt emocjonalnego Ziobry nie musiałoby być dla PiS zmianą na lepsze. Ale tak jak Wojciech Olejniczak powinien poważnie pomyśleć, dlaczego tak wielu Polaków przedkłada nad niego - w tym samym sondażu - Włodzimierza Cimoszewicza, tak były premier powinien spojrzeć krytycznie w lustro. Olejniczak jest wciąż za mało znany, pozbawiony charyzmy. Z kolei Kaczyński jest może zbyt znany, a jego dawna charyzma staje się coraz większym kłopotem. Na razie to tylko hipoteza, ale...