Robert Mazurek:Gdyby spytać Polaków, jakie przedsiębiorstwa powinny pozostać państwowe, odpowiedzi większości oscylowałyby zapewne wokół tak zwanych firm strategicznych: tory kolejowe (bo pewnie już nie pociągi), dyspozytornie lotów, jakieś firmy paliwowe - i to chyba wszystko (no, może jeszcze zbrojeniówka). Odpowiedzi większości partii politycznych są podobne. Owszem, praktyka bywa odmienna, ale wielkich sporów to nie wywołuje, mało kogo obchodzi, bo wszystko, co duże, już zostało sprzedane.

Reklama

Tak samo jak wielkich sporów nie wywołuje wstydliwe hodowanie państwowych lub samorządowych firm, a właściwie firemek, zajmujących się zwykle duperelami. Nikt się nimi nie szczyci, bo to raczej obciach. Mamy więc całkowicie państwową (ale niedużą, podległą wojewodzie) firmę zajmującą się wynajmem i sprzątaniem kamienic. Samorząd Mazowsza trudni się prowadzeniem kin, a władze stolicy - kąpielami na basenach, czyszczeniem ulic i sadzeniem krzaczków. Jest też przedsiębiorstwo nominalnie handlowe, które żyje wyłącznie z wynajmu lokali. Skoro to takie ogryzki, to czemu tego nie sprzedadzą, nie pozbędą się kłopotu, spytałby kto?

O sancta simplicitas! A w jakich radach nadzorczych zasiadaliby wtedy szwagrowie i zaprzyjaźnieni biznesmeni? Gdzie pracowaliby radni i ich krewni? Ot, Lech Jaworski, dawniej spec od koalicji medialnych z Czarzastym, dziś radny i doradca PO w odpartyjnianiu mediów, został szefem firmy od kin, a nadzoruje go pani Rudzka, dyrektor szpitala psychiatrycznego w Tworkach, skądinąd protegowana marszałka Struzika (PSL). Tak, wiem, za rządów PiS wszyscy co ważniejsi radni tej partii też załatwiliby sobie podobne synekury. Tu panuje pełna ponadpartyjna zgoda, solidarność i przewidywalność.

Powie ktoś: sprywatyzować wszystko w cholerę. Może trochę skręcą przy przetargu, ale potem będzie spokój. Mam wątpliwości. Moim zdaniem politycy coś wymyślą. Pies jest bowiem pogrzebany w samej istocie naszych partii politycznych. Żadne to stowarzyszenia masowe, jednoczące ludzi o podobnych poglądach. To organizacje kadrowe, a właściwie koła wzajemnej pomocy. Kiedyś niemal wszyscy członkowie SLD, potem PiS, a dziś Platformy Obywatelskiej i PSL są radnymi albo mają robotę w firmach i instytucjach podległych państwu czy samorządom.

Być może to taka nasza narodowa tradycja - kiedyś była Pierwsza Kadrowa, dziś są kadrowi w każdej partii. A i one coraz bardziej przypominają luksusowe pośredniaki i mniej luksusowe domy publiczne.