Od tygodnia minister finansów Jacek Rostowski spiera się o kształt systemu emerytalnego z ministrem, szefem doradców strategicznych premiera Michałem Bonim.

Reklama

Według naszych informacji ten konflikt to nie przypadek. Obaj mają duże szanse, by zastąpić Tuska na stanowisku szefa rządu późną jesienią przyszłego roku – jeżeli wystartuje w wyborach prezydenckich i je wygra. Czy więc spór o emerytury to początek rywalizacji o tekę premiera?

Jeżeli Donald Tusk zostanie prezydentem, jego miejsce w kancelarii premiera zajmie Jacek Rostowski lub Michał Boni – wynika z informacji DGP. Platforma planuje, by przez kilka miesięcy do kolejnych wyborów parlamentarnych rządził gabinet fachowców. Stąd takie kandydatury.

Rywalizacja między ministrami jest już wyraźna i przenosi się na bieżącą pracę rządu. Najostrzej starli się o reformę systemu emerytalnego.

Po wybuchu afery hazardowej wszelkie dotychczasowe scenariusze dotyczące tego, kto będzie następcą Donalda Tuska w fotelu premiera, legły w gruzach. Szanse stracił definitywnie Zbigniew Chlebowski, bardzo osłabła pozycja Grzegorza Schetyny. Zaś nazwisko Bronisława Komorowskiego coraz częściej pojawia się w kontekście przyszłego szefa partii, a nie rządu. Dlatego w otoczeniu premiera musiała powstać nowa koncepcja. Z naszych informacji wynika, że jej głównym autorem miał być Jan Krzysztof Bielecki. Jego nazwisko też często padało w roli przyszłego premiera rządu fachowców. Ale scenariusz z Bieleckim jest nierealny. – Nie widzę w nim takiej woli, chęci i planu zostania premierem, prowadzenia rządu. To jest bardzo trudna praca. On o tym wie i nie sądzę, żeby chciał taką pracę podjąć – mówił wczoraj w Tok FM szef klubu parlamentarnego PO Grzegorz Schetyna.

Jednak koncepcja rządu fachowców nie upadła, zaś Bielecki miał wskazać Tuskowi innych kandydatów: właśnie Rostowskiego i Boniego.



Reklama

Obaj z całą pewnością to wybijające się postaci tego rządu. Do objęcia teki premiera predestynuje ich nie tylko kompetencja, ale także to, że obaj nie mają planu przejęcia Platformy. Choć oczywiście nie są pozbawieni ambicji politycznych. Rostowski króluje na europejskich salonach, jest jednym z najlepszych ministrów finansów w UE. Z kolei Boni wielokrotnie wcielał się w rolę ministra zdrowia albo edukacji, gasząc pożary pojawiające się w okolicach rządu Tuska. Nieoficjalnie w PO mówi się, że inne kandydatury na premiera na przełomie 2010 i 2011 r. nie są już brane pod uwagę. W oficjalnych wypowiedziach politycy PO unikają jasnej deklaracji. – Boni i Rostowski mają potencjał do pełnienia najważniejszych funkcji – mówi Maciej Orzechowski z zespołu szybkiego reagowania klubu PO. I od razu zastrzega: – W Platformie jest więcej osób, które mogłyby pełnić taką funkcję. Dodaje też, że kto będzie premierem, zdecyduje cała partia "w pełnym porozumieniu z koalicjantem".

Rywalizacja między Rostowskim a Bonim jest jednak faktem. Przed ponad tygodniem Jacek Rostowski ogłosił, że rząd chce część składki emerytalnej odebrać otwartym funduszom emerytalnym i dać w zarządzanie ZUS. Wiadomo, że głównym celem miało być zmniejszenie deficytu finansów publicznych. Ale w poniedziałek Michał Boni ostro oponował.

I stwierdził, że zmiana nie będzie mieć poparcia rządu. Rostowski nie ustępuje. Wczoraj powiedział, że jest zdziwiony. – Oczywiście wszyscy wiemy, i pan minister Boni też się z tym zgadza, że mamy te problemy i że te problemy należy rozwiązać – przekonywał.

Ale to niejedyny przejaw sporów i rywalizacji. Nie jest tajemnicą także to, że zarówno Rostowski, jak i Boni mają różną wizję strategii reformy finansów publicznych, nad którą pracują równolegle. – Będzie dobrze, o ile Boni czegoś nie schrzani – oceniał te prace jeden ze współpracowników Rostowskiego. – Ja nie dostrzegam tu żadnej rywalizacji. Oczywiście, każdy z nich ma swoją wizję i być może w pewnych aspektach one się różnią, ale na razie dyskusja o tych różnicach odbywa się w łonie rządu i nie widzę w tym nic złego – przekonuje poseł Orzechowski.