Jarosław Urbaniak (PO) deklaruje z kolei, że wytrzyma złośliwości posła PiS.
Wassermann (PiS) ocenił w rozmowie z dziennikarzami, że jego wielogodzinne przesłuchanie przez posłów z komisji śledczej było kpiną z jej prac.
Jak mówił, starał się udzielić posłom PO instruktażu na temat tego, jak funkcjonują służby specjalne w procesie legislacyjnym i jakie są prawidłowe reguły tego procesu. "To kompromitujące, że aż tyle godzin musiałem na tej instrukcji spędzić w warunkach, w których pytający - wstyd przyznać - wykazywali niewiedzę na temat reguł i standardów prawnych" - powiedział. W jego ocenie politycy Platformy kierowali się intencjami politycznymi i chcieli przerzucić odpowiedzialność za aferę hazardową na PiS.
Zdaniem Wassermanna, żadne z postawionych mu w poniedziałek pytań nie podważyło jego bezstronności w procesie legislacyjnym ustawy hazardowej, a stawiane przez posłów Platformy zarówno jemu jak i posłance PiS Beacie Kempie zarzuty, że wpływali na prace nad zmianami w tej ustawie były tylko pretekstem, pozwalającym na wyłączenie ich obojga z komisji śledczej.
Jak mówił Wassermann, chodziło o to, by usunąć z komisji posłów, którzy mają doświadczenie śledcze i z tego względu są niebezpieczni, ponieważ mogliby ujawnić "aferę hazardową w jej prawdziwym wymiarze". W jego opinii kompromitacja komisji śledczej sięgnęła w poniedziałek dna. Resztki przyzwoitości - w opinii posła PiS - zachowali Bartosz Arłukowicz (Lewica) i Franciszek Stefaniuk (PSL).
Zdaniem Arłukowicza, poniedziałkowe przesłuchanie Wassermanna to kolejny przykład odwracania przez PO uwagi opinii publicznej od "rzeczywistej afery hazardowej", w której brali udział politycy tej partii. "Posłowie PO przesłuchiwali przez wiele godzin świadka, zadając mu wciąż te same pytania, mimo że uzyskiwali na nie odpowiedź" - powiedział PAP Arłukowicz.
W jego ocenie przesłuchanie Wassermanna nie przyniosło żadnej nowej wiedzy ani nie posunęło naprzód prac komisji. "Poza tym, że mamy teraz kolejne przesłuchanie posła Wassermanna i przesunięte przesłuchanie poseł Beaty Kempy" - zaznaczył. "Cóż mogę powiedzieć - wstyd mi jest" - dodał poseł Lewicy.
Arłukowicz zaznaczył, że był przeciwny ogłoszeniu przerwy w posiedzeniu komisji śledczej do wtorku 5 stycznia (decyzja ta zapadła w tajnym głosowaniu) ponieważ - jak mówił - chce by komisja śledcza pracowała poważnie. "Jeżeli zaprosiliśmy dzisiaj świadka, który jechał przez pół Polski, żeby przed nami stanąć, to bez znaczenia jest, czy poseł Urbaniak jest zmęczony czy nie. Wygrało zmęczenie" - powiedział. Komisja przerwała posiedzenie, wznowić ma je 5 stycznia i wtedy przesłuchać Kempę oraz w trybie niejawnym kontynuować przesłuchanie Wassermanna.
Pytany o poniedziałkowe przesłuchanie Wassermanna Jarosław Urbaniak (PO) stwierdził, że poseł PiS "w miarę szybko powiedział, że ma dość duży worek na złośliwości". "Wytrzymam" - dodał w rozmowie z dziennikarzami.
Urbaniak zwrócił uwagę, że Wassermann był prokuratorem krajowym, gdy wybuchła afera z domniemaną łapówką dla dr Józefa Blassa (współpracował on z firmą GTech, która podpisała z Totalizatorem sportowym umowę na obsługę lottomatów - PAP), był koordynatorem służb specjalnych, gdy Departament Bezpieczeństwa Publicznego stanu Teksas wydał swoją opinię o GTech i był koordynatorem służb, gdy premier zlecił zbadanie prac legislacyjnych nad ustawą hazardową.
"Na każde pytanie pan Wassermann odpowiada, że nie wie, reaguje złością i mówi, że pytania już były, nic nie pamięta, służby go nie informowały. Tu się dzieje coś dziwnego" - dodał poseł Platformy.
Odwracanie uwagi od prawdziwej afery hazardowej - tak przesłuchanie przez hazardową komisję śledczą Zbigniewa Wassermanna z PiS ocenił Bartosz Arłukowicz z Lewicy. Sam Wassermann uważa, że przesłuchanie było kpiną z prac komisji.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama