Pierwsze z już skierowanych doniesień dotyczy decyzji Kamińskiego o odtajnieniu materiałów z operacji Black Jack, znanej dziś jako afera hazardowa. Część podsłuchów opublikowała "Rzeczpospolita". Publikacja wywołała polityczne trzęsienie ziemi, dymisje ministrów i powołanie komisji śledczej. "Ale jednocześnie niemal pogrzebało szanse na rozwój śledztwa" - tłumaczy osoba z aktualnego kierownictwa CBA.
Według doniesienia do prokuratury, Kamiński mógł "przekroczyć uprawnienia poprzez ujawnienie materiałów tajnych w sposób nieuzasadniony". Były szef CBA tłumaczył się już publicznie ze swojej decyzji. Według niego to, że główni bohaterowie zostali ostrzeżeni o działaniach operacyjnych i tak pogrzebało szanse na rozwój śledztwa. "W naszym żargonie mówi się, że stali się elektryczni. Konspirowali swoje działania, nie rozmawiali przez telefon, zwracali uwagę, czy są śledzeni. Zyskali także czas na uzgodnienie wersji" - tłumaczy były agent CBA.
Drugie doniesienie dotyczy wykasowania bazy pozycji z GPS zainstalowanych w służbowych autach. W czasach Kamińskiego, kadra kierownicza CBA dysponowała około sześćdziesięcioma autami, które, w opinii sporządzających audyt, traktowano jak prywatne. W samochodach były zainstalowane foteliki dla dzieci. Zdarzało się, że stołeczni policjanci nakładali mandaty drogowe na żony, które jeździły służbowymi samochodami mężów z CBA po zakupy. Były również przypadki, gdy agent wybierał się na urlop, a tam kradziono mu samochód. "To szokujące dla każdego, kto przyszedł tu do pracy z innej państwowej instytucji. Ale z drugiej strony tu jeden kierownik przypada na dwóch-trzech pracowników" - mówi nasz rozmówca z CBA.
Według "Gazety Wyborczej", zapisy GPS zostały skasowane, aby wymazać wizyty kierownictwa CBA w siedzibie PiS. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Według naszych informacji decyzję o wymazaniu baz podjął wiceszef CBA Maciej Wąsik po to, by przepadły dowody na powszechne używanie służbowych aut jak prywatnych.
Czy to już koniec wniosków z audytu? "Cały czas trwają kontrole konkretnych operacji prowadzonych w biurze. Nie jest wykluczone, że wkrótce prześlemy kolejne doniesienia do prokuratury" - usłyszeliśmy.
Taki los może czekać odpowiedzialnych za zakup nieruchomości w Kazimierzu nad Wisłą od znajomych Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich. Kierownictwo CBA zakładało, że wart ok. 3 mln zł. dom faktycznie należy do pary prezydenckiej. Założono, że mężczyzna przedstawiający się jako oficjalny właściciel pieniądze ze sprzedaży przekaże Kwaśniewskim. Operacja zakończyła się fiaskiem, ale agent CBA został właścicielem nieruchomości. A konkretnie - stało się nim CBA. Jej utrzymanie kosztuje krocie. W dodatku właściciel domaga się drugiej transzy zapłaty. Notariusz nie zgodził się na unieważnienie umowy.