Kamiński w październiku ub.r. usłyszał zarzuty nadużycia uprawnień, kierowania nielegalnymi działaniami operacyjnymi CBA dotyczącymi wręczenia łapówki osobom powołującym się na wpływy w resorcie rolnictwa i funkcjonariuszom publicznym oraz kierowania podrabianiem dokumentów i wyłudzeniem poświadczenia nieprawdy w oparciu o te dokumenty.

Reklama

Prokuratura uznała, że CBA dopuściło się niezgodnego z prawem stworzenia "fikcyjnej sprawy" ziemi, na potrzeby której wytworzono fikcyjną dokumentację do jej odrolnienia. Ponadto prokuratura uznała za niezgodne z prawem działania operacyjne CBA, które polegały na wręczeniu łapówki Andrzejowi K. (skazanemu nieprawomocnie w aferze gruntowej).

Kamiński powiedział w czwartek, że CBA rozpoczęło działania ws. tzw. afery gruntowej, ponieważ posiadało wiarygodne, "pewne" informacje dotyczące możliwości popełnienia przestępstwa. Według Kamińskiego były dowody, m.in. nagrania świadczące, że Andrzej K. w rozmowach z przedsiębiorcami z branży nieruchomości powoływał się na wpływy w ministerstwie rolnictwa, którego szefem był wówczas Andrzej Lepper.

"Mieliśmy absolutnie wiarygodną informację. Musiałem podjąć działania. To był mój obowiązek jako szefa CBA" - zaznaczył. Kamiński podkreślił, że otrzymał zgodę od prokuratora generalnego na operację specjalną w tej sprawie. "Mieliśmy wszystkie wymagane zgody na operację" - dodał.

Według Kamińskiego dokumentacja, jaką posługiwało się CBA w sprawie afery gruntowej, była wytworzona zgodnie z prawem. "Dokumenty legalizacyjne zostały sporządzone w sposób w pełni legalny na podstawie ustawy o CBA" - oświadczył.

Kamiński zeznał, że CBA zawsze miało zgodę prokuratury i sądu na zakładanie podsłuchów w związku z tzw. aferą gruntową. "Nigdy bez zgody sądu podsłuchów nie zakładaliśmy" - zapewnił. Świadek był również pytany czy CBA zakładało w trakcie operacji podsłuchy "na niezidentyfikowaną osobę", choć z góry było wiadomo kogo mają dotyczyć. Kamiński odparł, że może opowiedzieć o tym na posiedzeniu niejawnym.

Powiedział też, że zarzuty wobec niego - m.in. o nadużycie uprawnień - to był "kompletny szok". Jak dodał, za każdą swoją decyzję bierze pełną moralną i - jeśli trzeba będzie - także karną odpowiedzialność. "Nie uchylam się od odpowiedzialności, ale chcę podkreślić, że działałem w poczuciu tego, że zarówno ja, jak i funkcjonariusze mi podlegli, działają w pełni legalnie, a to co robią, robią dla dobra państwa polskiego" - powiedział Kamiński.

Reklama

czytaj dalej



Pytał, jak to możliwe, że prokuratura okręgowa w Warszawie - która zajmowała się aferą gruntową - uznała materiały, zgromadzone przez CBA, za legalne, a prokuratura rzeszowska za nielegalne.

Robert Węgrzyn (PO) pytając świadka powiedział, że "w świetle wiedzy, którą posiada komisja" zarzuty dla niego ws. afery gruntowej "były planowane już w maju 2009 roku, być może wcześniej".

Kamiński uznał tę informację za "zadziwiającą". "Zarzuty stawia się w momencie kiedy ktoś ma przekonanie, że powinny być postawione.(...) Muszą być ogłoszone niezwłocznie" - podkreślil. "Jak to się ma do niezwłoczności postawienia zarzutów? O co tu chodziło? Ile miesięcy można czekać na postawienie zarzutów?" - pytał.

Kamiński przypomniał, że gdy był przesłuchiwany w rzeszowskiej prokuraturze w kwietniu 2009 jako świadek w innym śledztwie, prokurator Bogusław Olewiński powiedział mu wówczas, iż zgromadzony materiał nie daje żadnych podstaw, żeby postawić komukolwiek zarzuty ws afery gruntowej i że może to się stać "tylko jak otrzyma polecenie na piśmie od przełożonych".

Kamiński podkreślił, że nie miał żadnych podstaw do przypuszczenia, że prokuratura zdecyduje się postawić mu zarzuty.

B. szef CBA zeznał, że premier Jarosław Kaczyński i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie sugerowali żadnych działań ws. tzw. afery gruntowej. Zaprzeczył ponadto, żeby ówczesny premier lub minister sprawiedliwości albo inni członkowie rządu wywierali na niego nielegalne naciski w sprawie tzw. afery gruntowej. "Nie był żadnych sugestii jak prowadzić sprawę" - podkreślił.

Świadek zeznał, że rozmawiał kilkakrotnie "w cztery oczy" z J. Kaczyńskim o akcji CBA. Jak zaznaczył do rozmów doszło już po wszczęciu operacji w tej sprawie przez Biuro. Według Kamińskiego ostatnie spotkanie miało miejsce dzień przed planowanymi zatrzymaniami w 2007 roku.

czytaj dalej



Kamiński powiedział też, że CBA wszczęło postępowanie wewnętrzne, które miało ustalić czy przeciek, który doprowadził do fiaska operacji, nie pochodził z Biura. "Nie potwierdziło się, żeby którykolwiek z funkcjonariuszy był źródłem przecieku" - zaznaczył.

Zaznaczył, że za multimedialną konferencję z 2007 r. - podczas której ujawniono podsłuchy rozmów Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla (oskarżonych m.in. o składanie fałszywych zeznań w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa; śledztwo w tej sprawie zostało umorzone) - odpowiadała prokuratura. "Nie mieliśmy merytorycznego udziału w przygotowaniu konferencji" - oświadczył.

Kamiński dodał, że CBA przekazywało systematycznie prokuraturze materiały, którymi się posłużyła podczas konferencji.

Na początku posiedzenia posłowie zdecydowali, że szef komisji Andrzej Czuma (PO) weźmie udział w przesłuchaniu. Zdaniem posłów PiS Czuma nie powinien w nim uczestniczyć ze względu na to, że był prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości w czasie, gdy rzeszowska prokuratura przedstawiła Kamińskiemu zarzuty dotyczące afery gruntowej i aktywnie brał w nim udział.

Komisja odrzuciła też wniosek Mularczyka, który chciał przełożyć na późniejszy termin przesłuchanie Kamińskiego i przyszłotygodniowe przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego tak, aby ich zeznania nie kolidowały z pracami hazardowej komisji śledczej.

Mularczyk argumentował, że z przesłuchaniem Kamińskiego należy poczekać do czasu, aż z materiałów dotyczących przecieku z afery gruntowej i składania fałszywych zeznań w tej sprawie będzie zdjęta klauzula tajności. Złożył też wniosek o wystąpienie do prokuratury o odtajnienie akt z tych spraw. Obydwa postępowania są prawomocnie umorzone.

W czwartek z funkcji doradcy komisji zrezygnował zgłoszony przez PiS Michał Stręk. Mularczyk zapowiedział, że klub wyznaczy kogoś na jego miejsce.