Zbigniew Ziobro przerwał ubiegłotygodniowe przesłuchanie przez komisję śledczą dla około 3 tysięcy złotych - podało Radio Zet. Chodzi o pieniądze, które zwraca Bruksela za przeloty. Jeśli deputowwany musiał nagle wylecieć z Brukseli podczas prac Parlamentu Europejskiego, to Bruksela idzie mu na rękę. Warunek? Europoseł musi wrócić przed zakończeniem piątkowej sesji, by się zameldować.

"Inaczej musiałbym płacić z własnej kieszeni" - żalił się Zbigniew Ziobro dziennikarzowi Radia ZET. O jakie pieniądze chodzi? Przy biletach LOT-u w klasie biznes zamawianych na 2 tygodnie przed wylotem w grę może wchodzić ponad 3 tysiące złotych.

Nie jest to niezgodne z prawem. Ale nasuwa się pytanie, czy ciężar, który powinien podnieść polityk, gdy jest wzywany przez sejmową komisję śledczą i towarzyszący temu obowiązek dochodzenia do prawdy, warty jest tylko 3 tysięcy złotych.

Ziobro twierdzi, że nie chodziło tylko o pieniądze. Zapewnia, że nieformalnie musiał spotkać się z ekspertami z parlamentu, bo przygotowywał się do poniedziałkowego posiedzenia komisji prawnej. Do spotkania miało dojść w czwartek wieczorem i piątek rano. Już po południu w piątek były minister sprawiedliwości był jednak w kraju. Widziano go nawet w Sejmie.

Radio ZET ustaliło, że w piątek w Brukseli nie było ani formalnego ani nieformalnego spotkania parlamentarnej grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należą europarlamnetarzyści PIS-u. Nie zbierały się też komisje Parlamentu Europejskiego, w których pracuje Ziobro : komisja prawna i komisja wolności obywatelskich.







Reklama