Wśród postulatów lewicy znalazło się m.in. wspieranie produkcji biopaliw i biogazowni, obowiązkowe ubezpieczenia produkcji, które miałyby być wsparte dopłatami z budżetu, stworzenie warunków dla łatwiejszego nabywania ziemi przez dzierżawców rolnych i indywidualnych rolników. Te postulaty są niemal żywcem wyjęte z programu PSL. I choć z punktu widzenia interesów rolników są one słuszne, budżetu na ich realizację nie stać. Opozycyjnemu SLD tym łatwiej je podnosić. Ludowcy, współodpowiadając za budżet, takiej swobody w formułowaniu obietnic nie mają.

Reklama

Chwytliwe dla elektoratu wiejskiego będzie też hasło przyśpieszenia procesu wyrównywania unijnych dopłat dla polskich rolników do poziomu dopłat w państwach tzw. starej Unii. Gorzej z jego realizacją. Bo obecny budżet unijny jest ustalony do 2013 roku. A w kolejnym będą raczej cięcia funduszy na wspólną politykę rolną. Część starych krajów Unii, jak np. Wielka Brytania, uważa, że Wspólnota w ogóle powinna odejść od dopłat bezpośrednich i inwestować w inne dziedziny niż rolnictwo, np. rozwój nauki. "Choć oczywiście wyrównanie dopłat z punktu widzenia interesów rolników jest sprawą najważniejszą do załatwienia, i powinien o to walczyć każdy rząd i każda partia" - ocenia były minister rolnictwa Artur Balazs. Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski mówi, że w bezpośrednich rozmowach wszyscy w Europie zgadzają się z postulatem wyrównania szans rolników z nowych krajów członkowskich. "Tylko że nikt nie chce za to zapłacić i dlatego negocjacje są bardzo trudne" - podkreśla. SLD będzie chciał bezwzględnie wykorzystać tę trudność. Tym bardziej że zdaniem Balazsa obecna sytuacja to konsekwencja złych negocjacji akcesyjnych. A PSL lubi się chwalić, że prowadził je Jarosław Kalinowski. I osiągnął sukces.

Podobnie wygląda postulat utrzymania po 2013 roku obecnego systemu kwot mlecznych. W Unii Europejskiej została już podjęta kierunkowa decyzja, że po 2012 roku zostanie on całkowicie zniesiony. To polskim rolnikom się nie opłaca. W przypadku Polski trzeba się będzie liczyć z kilkunastoprocentowym spadkiem cen produktów mleczarskich, a także minimalnym spadkiem produkcji. Podnoszenie jednak tej kwestii jako otwartej może dać lewicy sporo głosów wśród rolników. Czy ludowcy nie obawiają się odpływu elektoratu? Politycy PSL przekonują, że o swój stały elektorat są spokojni. Twierdzą, że taka sytuacja powtarza się przed każdymi wyborami: nagle wszyscy politycy przypominają sobie o wsi, a jak wybory się kończą, więcej się tam nie pojawiają. "Rolnik potrafi odróżnić ziarno od plew. Więc my się nie boimy, że różne plewy będą próbowały zawładnąć jego umysłem" - twierdzi Żelichowski.

Ostatnich kilka sondaży pokazało, że notowania PSL nie są najlepsze. Od kilku miesięcy regularnie partia Waldemara Pawlaka ma poparcie na poziomie 4 proc.

Reklama