Atmosfera błyskawicznie zgęstniała i skwaśniała. Powiało chłodem. Po raz pierwszy od lat, a może i pierwszy raz w życiu chłopina usłyszał od swej matki tyle niemiłych rzeczy na temat swego poziomu intelektualnego oraz obywatelskiej niedojrzałości. Na koniec dowiedział się, że został źle przez mamę wychowany, co powinno być bolesne przede wszystkim dla niej, ale przykro - bardzo przykro - zrobiło się jemu.

Reklama

Inny znajomy opowiedział mi, że został zrugany przez rodziców za krytyczne opinie na temat "Szkła kontaktowego". Usłyszał, że chodzi na pasku ojca Rydzyka, jest bolszewikiem i chciałby ograniczyć w Polsce wolność mediów. Równie ostrych wyrzutów nie czynili mu od czasu podstawówki, choć w międzyczasie zdążył się rozwieść, rozpić i romansować z nastolatką. Nic jednak nie rozjuszyło jego starych tak, jak lekceważenie dla "Szkła kontaktowego", które - na marginesie - faktycznie jest raczej badziewne.

Nie piszę tego, by pokazać, że nie tylko babciom chcą zabrać dowód, ale i one chciałyby zabrać. I nie dlatego, by pokazać, że odbija nie tylko fanatycznym zwolennikom PiS, ale i ich fanatycznym przeciwnikom. Zaś jadem strzykają i mohery, i jedwabie. Raczej po to, żeby w tym ostatnim tygodniu kampanii, a także i potem po wyborach polityka nie przesłoniła nam znacznie ważniejszych spraw. Co ostatnio jej się udaje i okropnie mnie to irytuje.

W jednym z filmów Woody’ego Allena najmłodsza latorośl liberalnej, żydowskiej, nowojorskiej rodziny ogłasza, że zamierza głosować na republikanów. Wywołuje to prawdziwy wstrząs w demokratycznej z dziada pradziada familii. Wszyscy rwą sobie włosy z głowy nad upadkiem nastolatka i martwią się, co z nim począć. Happy end jest Allenowsko ironiczny: okazuje się, że chłopak ma guza na mózgu i to dlatego zwrócił się ku republikanom. Rodzina cieszy się i utwierdza w przekonaniu, że tylko człowiek chory na głowę może popierać prawicę.

Reklama

Mam wrażenie, że ten groteskowy obraz pasuje do przedwyborczej Polski Anno Domini 2007. Wyluzujmy trochę. To tylko polityka.

PS. To - przynajmniej na razie - mój ostatni tekst dla DZIENNIKA. Bardzo dziękuję redakcji za współpracę, a Czytelnikom za czytanie. Jeśli mieli Państwo przy lekturze tysięczną część frajdy, jaką ja miałem przy pisaniu, to spędziliśmy razem całkiem miłe chwile.