Jarosław Kaczyński przez kilka dni przekonywał prezydenta, by ten nie angażował się w walkę, jaką PiS ma prowadzić z rządem - ustalił DZIENNIK. Lech Kaczyński ma się skupić na zmaganiach o reelekcję, prezentować propaństwową postawę i nie atakować Platformy Obywatelskiej. A partia? Prezes chce, by działała odwrotnie niż prezydent: ma być mocno scentralizowana i bezkompromisowo punktować każde potknięcie rządzących.

Nastroje w Kancelarii Prezydenta nie są dobre. Zapaść - takim słowem określa obecny stan jeden z jej pracowników. "Jest nam smutno" - przyznaje inny. Opowiada, że od powyborczego poniedziałku prezydent pracuje normalnie, ale kontaktuje się tylko z najbliższymi współpracownikami. "Wynik wyborów wywołał napięcie, pojawiają się coraz dalej idące plany obstrukcji nowego gabinetu przez prezydenta" - twierdzą nasi informatorzy z Kancelarii.

Reklama

Ale według informacji DZIENNIKA te plany uciął Jarosław Kaczyński. Kilka dni urlopu, podczas których niemal nie kontaktował się z politykami PiS, spędził na namawianiu brata do przyjęcia jego strategii. Na czym ona polega? Prezydent jest łagodny dla rządzących, nie nadużywa weta, nie blokuje powołania rządu i nie wchodzi w niepotrzebne spory z premierem Donaldem Tuskiem czy ministrami. "Całe odium brutalnej opozycji ma na siebie wziąć PiS" - mówi nam polityk z władz partii.

Poniedziałkowe wyjazdowe posiedzenie nowego klubu parlamentarnego PiS zaskoczyło zwolenników zmian w partii. "Czułem się jak na obozie rekrutów" - mówi poseł, który będzie zasiadał w Sejmie drugą kadencję. "Znów przyjechał mocno spóźniony wódz Jarosław, wybrał strategię i kazał się podporządkować" - opowiada jeden z ważnych polityków PiS.

Premier Kaczyński przedstawił trzy drogi, jakimi może podążyć PiS. Zdecydowanie opowiedział się za tą, którą PiS kroczyło, będąc u władzy. Żadnych niepotrzebnych dyskusji, żadnych medialnych dywagacji o zmianach w partii. "Mamy maszerować za wodzem i wyznaczonymi przez niego <pułkownikami>" - relacjonuje członek władz PiS.

Reklama

Jest niemal pewne, że na szefa nowego klubu Kaczyński zaproponuje Przemysława Gosiewskiego. W poniedziałek bardzo go chwalił za pracowitość. Zasugerował też, że kluczem w obsadzaniu stanowisk szefa klubu i wicemarszałka Sejmu będzie praca i wynik w okręgu wyborczym. "To już wszystko wyjaśnia: Gosiewski na przewodniczącego, a Krzysztof Putra na wicemarszałka" - twierdzi poseł PiS. A inny nie ukrywa irytacji: "Jakbym startował z Podlasia albo mógł budować każdą najbardziej absurdalną inwestycję w swoim regionie, to też bym miał superwynik".

W sporze między klubowymi "jastrzębiami" pod wodzą prezesa a "gołębiami" związanymi z nurtem konserwatywnym Ludwik Dorn stanął po stronie tych ostatnich. To on zwrócił się do PO z propozycjami zbudowania większości konstytucyjnej. Ale ta inicjatywa nie będzie zapewne promowana przez klub. Wątpliwe także, by powiódł się plan innego wiceprezesa partii Pawła Zalewskiego, który mówił DZIENNIKOWI o konieczności zaproponowania PO porozumienia w sprawie Unii Europejskiej.

Jak dowiedział się DZIENNIK, dziś spotyka się komitet polityczny PiS. Ma dojść do ostrej rozmowy zwolenników zmian w partii z grupą polityków wywodzących się z Porozumienia Centrum, którzy wierzą w konieczność utrzymania linii ostrej konfrontacji z Platformą. "Demokratycznie prezes wygra każde głosowanie, ale czy w partii chodzi o to, by przegłosowywać tych, co mają inne zdanie?" - zastanawia się jeden z członków Komitetu Politycznego. "Jarosław Kaczyński przeforsuje swój pomysł, potem podda się ocenie kongresu, a ten udzieli mu pełnego wsparcia, co jeszcze bardziej zminimalizuje pozycję krytyków bycia ostrą, bezwzględną opozycją" - opowiada inny członek władz PiS.

I zwolennicy, i krytycy strategii rozpisanej przez Jarosława Kaczyńskiego zgadzają się co do jednego: pozycji, jaką na scenie politycznej powinien zająć prezydent. "Nie ma sporu, jedynym kandydatem PiS na prezydenta w 2010 r. może być Lech Kaczyński" - mówi polityk PiS kojarzony ze skrzydłem konserwatystów.