Wojska nepalskie rozpoczęły już przegrupowanie. Alpinistom nie wolno wspinać się na Mount Everest. Żołnierze dostali polecenie, aby negocjować z niepokornymi, a w razie problemów użyć siły.
Kłopoty mogą jednak pojawić się już w najbliższy czwartek, gdy sztafeta olimpijska dotrze do stolicy Australii Canberry. Wczoraj kilkunastu Tybetańczyków ogoliło głowy podczas protestu przed chińskim konsulatem w Melbourne. Władze Australii, które obawiają się zamieszek, wyposażyły policję w specjalne pełnomocnictwa. Policjanci będą mieli prawo zatrzymania i zrewidowania wszystkich na trasie olimpijskiej sztafety. Na ulicach Canberry postawiono już specjalne barykady.
Jednak dyskusja na temat bojkotu igrzysk olimpijskich w Pekinie oddala się od Europy wraz ze sztafetą olimpijską. Świadczą o tym rezultaty sondażu przeprowadzonego przez TNS OBOP na zamówienie DZIENNIKOWI. Wynika z nich, że większość Polaków nie chce, by imprezę bojkotowali sportowcy.
Wyniki podobnego sondażu przeprowadzonego tydzień temu w Niemczech pokazują podobną tendencję. W badaniach opublikowanych przez "Financial Times Deutschland", aż 67 proc. Niemców sprzeciwiło się wycofaniu reprezentacji RFN z igrzysk. Jako powód najczęściej wskazywano szkody, jakie bojkot mógłby wyrządzić niemieckiej gospodarce.
To właśnie dlatego obrońcom praw człowieka w Europie nie udało się wymusić wspólnej polityki Unii wobec represji w Chinach. Okazuje się, że uzależnienie od dynamicznie rozwijającej się chińskiej gospodarki byłoby zbyt kosztowne.
Pekin umiejętnie rozgrywa te obawy. Są już pierwsze przykłady takiej strategii. Od dwóch dni w Chinach trwa zorganizowany bojkot sklepów francuskiej sieci Carrefour. Sieć oskarżana jest o finansowanie "kliki dalajlamy". To zemsta za demonstracje obrońców praw człowieka w Paryżu, gdy doszło do przerwania sztafety i wygaszenia olimpijskiego ognia.
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który pod koniec marca zasugerował że nie przyjedzie na otwarcie igrzysk do Pekinu, nadal zwleka z oficjalną deklaracją. Wiadomo jednak, że ceremonię zbojkotuje wielu przywódców Zachodu, w tym premier Donald Tusk i prezydent Lech Kaczyński. Chiny próbują przedstawiać to jako dowód arogancji Zachodu, który próbuje wymuszać na całym świecie własne standardy. Z taką argumentacją Pekin stara się dotrzeć zwłaszcza państw Trzeciego Świata. I dociera skutecznie.
Czy to oznacza, że świat przegrywa walkę o prawa człowieka w Chinach? Zdaniem francuskiego filozofa i publicysty Guy Sormana, to pozorna porażka. Olimpiada w Pekinie może stać się - wbrew intencjom reżimu - zaczątkiem zmian.
"Sytuacja jest skomplikowana, bo Chińczycy z jednej strony popierają komunistyczny rząd za twardą postawę wobec Tybetu, ale z drugiej, wcale nie są stworzeni do autorytaryzmu. Oni naprawdę chcieliby cieszyć się wolnością i demokracją" - mówi.