Pod taką presją Grzegorz Napieralski zmienia retorykę. Nadal uderza w PO, ale nie oszczędza także PiS. "Winni grabieży mediów publicznych z 2005 roku poniosą polityczną odpowiedzialność" – zapowiada wyborcom w specjalnym oświadczeniu.
"K...a! Co wy robicie?! Nigdy nie będę już głosował na was. Deklaruję to w imieniu mojej rodziny i przyjaciół” - to jeden z kilkudziesięciu SMS-ów, jakie dostają od piątkowego wieczoru posłowie Sojuszu. Niektórzy wietrzą w tym widmo rozpadu partii. Ale przeciw decyzji Napieralskiego w sprawie prezydenckiego weta faktycznie było tylko dwóch posłów. Szef klubu Wojciech Olejniczak, który był na taktycznym urlopie. I Ryszard Kalisz, który podczas głosowania wyjął kartę z czytnika. Jak mówi DZIENNIKOWI, było to świadome zamanifestowanie swojej opinii. "Nie mogłem wesprzeć PiS ze względów moralnych" - podkreśla. Jak ustaliliśmy, podczas piątkowego posiedzenia klubu Lewicy Kalisz mówił, że nie pozwala mu na to wiedza, jaką zdobył w komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy.
W wewnętrznych dyskusjach partyjnych przeciwko układaniu się z PiS brali jeszcze udział m.in. posłowie Eugeniusz Czykwin, Janusz Krasoń, Stanisław Stec i wiceprzewodnicząca SLD Katarzyna Piekarska. Ta nie chce komentować sprawy. Oczekuje na najbliższe sondaże poparcia dla partii politycznych. "Jeśli notowania Sojuszu podskoczą po tej akcji, pozycja Napieralskiego jeszcze się umocni" - przewiduje jeden z polityków lewicy.
Na razie Napieralski robi wszystko, by tak się stało. "Polityków z PO zabolała porażka. Myśleli, że SLD zagłosuje za bublem prawnym tylko po to, żeby zamienić Urbańskiego na Dworaka" - napisał w sobotę w swoim blogu. A wczoraj wydał oświadczenie, w którym nie oszczędził już także partii Jarosława Kaczyńskiego. "Zablokowaliśmy kolejny najazd ludzi PO na TVP i Polskie Radio. Z drugiej strony - przedłużyliśmy okupację mediów przez pozostałości IV RP, niesławnej pamięci koalicję PiS-u, LPR i Samoobrony. Na jak długo? Odpowiedź zależy od marszałka Sejmu i władz PO" - napisał Napieralski.
Ale Platforma nie zamierza już rozmawiać z lewicą. Stefan Niesiołowski w sobotę nazwał Napieralskiego "załganym hipokrytą i obłudnikiem". "Żadnych rozmów z tym panem nie będzie" - oświadczył wicemarszałek Sejmu z PO. Z kolei premier Donald Tusk stwierdził: "Skoro nie udało się zmienić władz mediów publicznych, to musimy jakoś z tym żyć".
Wicepremier Grzegorz Schetyna powiedział w sobotnim „Fakcie”, że dogadanie się z PiS to "poważny błąd lewicy". "Być może w krótkiej perspektywie przegraliśmy tę batalię, ale w długiej z pewnością ją wygramy" - przekonywał Schetyna. I deklarował, że powstaje nowa ustawa, którą PO przeforsuje z tymi, którzy "są otwarci i wyciągają wnioski". "Mam nadzieję, że na lewicy jest wielu takich posłów" - stwierdził. Na zadane przez dziennikarza pytanie, czy to gra na rozłam w SLD, zareagował milczeniem.
W tym wszystkim na razie triumfuje PiS. Przemysław Gosiewski ogłosił, że uratowano media publiczne. Ale nasi rozmówcy z PO zapowiadają, że choć przegrali ustawę, to nie zmienili opinii o wybranej przez koalicję PiS–LPR–Samoobrona Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. "Przecież nikt nie powiedział, że na KRRiT nie można zapisać w budżecie np. dwóch złotych" - odgraża się członek władz Platformy.
p
Napieralski: Tusk nie chciał niczego obiecać
Mikołaj Wójcik: Donald Tusk dzwonił do pana w piątek czy nie? Jego koledzy z PO twierdzą, że nie było takiej rozmowy.
Grzegorz Napieralski: Owszem, była.
I co panu proponował premier za odrzucenie weta prezydenta?
Niczego nie proponował.
No tak, przecież ani PO, ani wy żadnego kupczenia nie uprawiacie.
To ja bardziej mówiłem. Przedstawiłem swoją ofertę. Powiedziałem, że nam też zależy na odrzuceniu weta, ale są pewne warunki programowe SLD, o które walczymy. To nasze dwie ustawy. To także deklaracja PO co do wspólnej pracy nad nimi. Premier powiedział, że nie może tu nic zagwarantować. Że jest zwolennikiem, abyśmy rozmawiali.
To chyba coś się zmieniło. Bo w sobotę Stefan Niesiołowski mówił już: Żadnych rozmów z tym załganym hipokrytą. To o panu.
Nie zniżam się do tego poziomu. Te słowa są niegodne polityka.
Działacze SLD używają gorszych słów w SMS-ach, jakie po głosowaniu i dogadaniu się z PiS rozsyłają swoim posłom. Dostał pan je też?
Dostałem wiele SMS-ów, ale takich akurat nie. To po pierwsze, a po drugie nikt się z nikim nie dogadywał. Nikt nie chce uwierzyć, że SLD w tych wszystkich rozmowach przedstawiał jeden warunek: przyjęcie naszych rozwiązań dotyczących mediów publicznych i wyrzucenie do kosza tej ustawy, która niszczy media publiczne, ale i prywatne.
Ale jak pan gościł w Pałacu Prezydenckim, to nie mówił pan o "winnych grabieży mediów publicznych w grudniu 2005 r." czy "okupacji mediów przez pozostałości IV RP".
Wiele razy podkreślałem, że dwa lata temu PiS z Samoobroną i LPR zagrabiły media publiczne. Nie chciałem więc, byśmy na tamten zamach odpowiedzieli nowym.
I wierzy pan, że po tym, co stało się w piątek, cokolwiek zmieni się na dobre w mediach publicznych?
Wierzę. Wystarczy, że PO pozbędzie się arogancji.