Mikołaj Wójcik: Czy ktokolwiek ze ścisłych władz partii przynajmniej do pana zadzwonił w ciągu tego tygodnia i przeprosił za styl, w jakim została zmieniona lista w kujawsko-pomorskim?
Wojciech Mojzesowicz*: Rozmawiałem dziś z kilkoma osobami osobiście. Przedstawiłem swoją koncepcję i czekam na jej uwzględnienie.

Reklama

Chodzi o zmianę lidera bydgoskiej listy?
To nie ja mówiłem od kilku miesięcy, kto będzie tę listę otwierał, tylko prezes Jarosław Kaczyński. To jest kwestia pewnego szacunku do ludzi i struktury. Ale nie chodzi mi tylko o lidera. Kujawsko-pomorskie nie może być województwem, do którego tylko przyjeżdża się po mandaty. To okręg rolniczy.

>>>Poseł PiS stawia ultimatum Kaczyńskiemu

A wy na pierwszym miejscu wystawiliście Kosmę Złotowskiego - inteligenta, a nie rolnika.
Ale na drugim miejscu był doświadczony rolnik, były senator Józef Łyczak. I wbrew temu, co mówi teraz pan Joachim Brudziński, tutaj też była ingerencja centrali.

Reklama

Brudziński uznał, że wasza lista była po prostu słaba.
Uważam, że za te słowa powinien przeprosić. Nie wolno publicznie o ludziach z lokalnym autorytetem mówić takich rzeczy. Sprzeciwiam się temu.

Co by się musiało stać, by za tydzień można było o panu mówić per "poseł PiS"?
Nie chciałbym tego formułować w ten sposób. PiS dzisiaj jest dużą firmą. A rządząc taką firmą, trzeba wiedzieć, że pewne decyzje przekazuje się na dół. Nasza lista była dobrze zbudowana. Tak by zrobić dobry wynik. A wiemy, jak to się robi. Jako ludzie z autorytetem wśród rolników wygraliśmy na wsi dla PiS wybory prezydenckie, potem samorządowe, dwa razy z rzędu wybory parlamentarne.

Tym razem na wsi PiS może przegrać.
Jeżeli szefostwo mojej partii nie będzie kierować się koteriami, a postawi na dobry wynik całej formacji, to wygra. Ale musi spełnić ważny warunek. Wieś musi zobaczyć, że na listach, na tzw. biorących miejscach, są jej przedstawiciele.

Reklama

Kto? Wojciech Mojzesowicz?
Skąd, ja się nigdy nie pchałem. Ale są trzy nazwiska, które by gwarantowały takie zwycięstwo. Gabriel Janowski - świetnie przygotowany, zna super angielski. Drugi to Janusz Wojciechowski. Teraz zasiadał w komisji rolnictwa w europarlamencie, zna się na rzeczy. A trzeci to Krzysztof Jurgiel. Między nami bywa różnie, ale on był ministrem, szefował komisji, bywał w Brukseli i świetnie nadawałby się na takiego reprezentanta wsi.

>>> Jarosław Kaczyński odrzuca ultimatum

Jurgiel jest drugi w Olsztynie, Wojciechowski drugi w Łodzi, a Janowski bodaj dziesiąty na Mazowszu. Szanse na mandat jakieś mają. Może nie ma o co kruszyć kopii?
Usłyszałem podczas jednej z dzisiejszych rozmów taką rzecz: ci wszyscy panowie zgodzili się na zaproponowane im miejsca na listach. A mieli inny wybór? W klubie PiS są dziesiątki dobrych ludzi. Brakuje im jednego: możliwości powiedzenia tego, co myślą. Ja należę do tych, którzy nie obawiają się, czy będą w polityce, czy nie. Kiedyś mi taki jeden powiedział: "Wojtek, co ty się burzysz, przecież będziesz pierwszy na liście". Ale czy to jest najważniejsze w życiu? Chcę, by prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu nikt nigdy nie zarzucił, że nikogo z rolników nie ma w europarlamencie. To moja walka o dobre imię partii, a nie szkodzenie. Zmuszam do refleksji, a nie szantażuję.

Jest pan w PiS tyle lat. Wierzy pan, że na dwa dni przed radą polityczną, która ma zaakceptować listy, władze zmienią swoje wcześniejsze decyzje?
Jeżeli jest pomysł na to, by kiedyś jeszcze przejąć władzę, to tak. Ale jeśli go nie ma, to szans nie widzę. Jeżeli żaden z eurodeputowanych PiS nie będzie związany z polską wsią, to nie będziemy mieli prawa namawiać rolników do poparcia nas w wyborach. Mam obowiązek powiedzieć to kierownictwu mojej partii.

*Wojciech Mojzesowicz, polityk, poseł, rolnik, minister rolnictwa i rozwoju wsi w rządzie Jarosława Kaczyńskiego