Profesor Achremczyk, który przed nominacją nie ukrywał swej cenzorskiej przeszłości, zrezygnował z szefowania olsztyńskim oddziałem Instytutu, gdy jego przeszłość ujawniło "Teraz MY". Janusz Kurtyka przyjął jego dymisję, ale dziennikarzy przekonywał, że "cenzura w czasach PRL-u nie była instytucją policyjną". Starał się też tłumaczyć decyzję o nominacji dla prof. Achremczyka.
>>> Kurtyka wściekły za cenzora w IPN
Taka postawa nie dziwi Jerzego Urbana. "Cenzura odgrywała w PRL-u ważną rolę jako czynnik, jako pojęcie. Dziś Janusz Kurtyka bagatelizuje jej znaczenie, bo tak mu wygodnie, bo ma wpadkę" - ocenił Urban.
Były rzecznik komunistycznego rządu stwierdził też, że prof. Achremczyk nie ma się czego wstydzić. "Większym wstydem jest pracowanie u Kurtyki w IPN-ie, niż w cenzurze PRL-u" - mówił.
Sam Urban także starał się umniejszyć znaczenie cenzury. Przekonywał, że jemu samemu służyła ona bardziej jako errata. "Jak się <rąbnęłem> w jakimś momencie, cenzura to korygowała" - argumentował.
>>> Cenzor rezygnuje z pracy w IPN
Tłumaczył też, że za czasów PRL władza tak wielką wagę przywiązywała właśnie do cenzury, bo wierzyła w siłę słowa. "Cenzura istniała po Okrągłym Stole, bo obawiano się prowokacji pod adresem Rosji" - dodawał. Ale, jak przekonywał, w ZSRR sytuacja w Polsce mało kogo obchodziła. "Mieli dosyć swoich problemów. Im Polska zwisała martwym kalafiorem" - tłumaczył Urban.