Pojęcia "chemicznej kastracji" użył Donald Tusk we wrześniu ubiegłego roku. Wstrząśnięty dramatem dziewczyny z Podlasia latami gwałconej przez ojca, powiedział:"Nie sądzę, aby wobec takich indywiduów można było zastosować termin <człowiek>". I obiecał, że wprowadzi w Polsce restrykcyjny system karania dewiantów seksualnych.
>>> Tusk: Zwyrodnialcy będą kastrowani
Zapowiedzi te wywołały gwałtowny protest obrońców praw człowieka. Rząd przygotował jednak projekt i w wersji niemal niezmienionej zaakceptowali go właśnie posłowie z sejmowej podkomisji. "Ustawa w takiej formie przejdzie przez Sejm, bo posłowie nie tylko koalicji są zdeterminowani" - zapewnie Kozdroń.
Co więc czeka pedofilów czy gwałcicieli? Skazany za przestępstwo seksualnego będzie kierowany przez sąd na przymusowe leczenie w zakładzie zamkniętym lub otwartym. "Leki, które politycy nazywają chemiczną kastracją stosowane są tylko przejściowo. Podstawą leczenia pedofilów jest bowiem psychoterapia" - tłumaczy ekspert tego typu terapii Wiesław Czernikiewicz.
Jak zatem będzie wyglądało leczenie tego rodzaju zaburzeń seksualnych? W pierwszym roku pedofile będą chodzić codziennie na terapię grupową. Początek jest najtrudniejszy i właśnie wtedy pomocniczo stosuje się leki hormonalne i psychotropowe. Ich zadaniem jest obniżenie popędu seksualnego, lęku, poprawienie nastroju i koncentracji.
>>> Polacy chcą przymusowej kastracji pedofilów
Po kilku tygodniach, maksymalnie czterech miesiącach (dłuższe stosowanie jest niewskazane z powodu skutków ubocznych), gdy psychoterapia zaczyna przynosić pierwsze efekty, wycofuje się leki. Popęd natychmiast wraca, ale pacjenci potrafią go już kontrolować. Co pewien czas, niestety, odczuwają nawrót skłonności. Wtedy znowu biorą leki. Miesięczny zestaw medykamentów kosztuje ok. 200 zł, nie ma problemu z dostępnością.
Pedofil, który już potrafi się kontrolować, może funkcjonować w społeczeństwie, o ile regularnie zgłasza się na kontrole do przychodni. Jeśli nie przyjdzie w wyznaczonym terminie reakcja policji będzie natychmiastowa. W ciągu 48 godzin sprawa trafia do sądu - przewidują nowe przepisy. Pedofil może znowu trafić do zakładu zamkniętego na przymusowe leczenie. "Oczywiście przymus nie oznacza, że pacjentom będą wpychane do gardła leki, czy że będą siłą doprowadzani na terapię grupową. Jeśli pedofil nie będzie chciał stosować się do zaleceń lekarzy, po prostu nigdy nie opuści zakładu zamkniętego" - tłumaczy dr Czernikiewicz.
Jednak to, co w teorii wydaje się sensowne i proste, w praktyce będzie znacznie trudniejsze. Służba zdrowia jest kompletnie nieprzygotowana na te zmiany. Dewianci, którzy zwracają się do resortu zdrowia i NFZ o wskazanie miejsca, gdzie mogą leczyć swoje skłonności, odsyłani są do zakładów psychiatrycznych. Tam odbijają się od ściany. Nie ma dla nich programów leczenia.
>>> Posłowie godzą się na kastrację pedofilów
Minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiadała kilka miesięcy temu, że stworzony zostanie centralny ośrodek leczenia sprawców przestępstw seksualnych. Szefem miał być prof. Zbigniew Lew-Starowicz. W każdym mieście wojewódzkim miała być poradnia. "Na razie nic w tej sprawie się nie dzieje"- mówi nam prof. Lew-Starowicz.
Według szacunków Ministerstwa Sprawiedliwości i Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, terapii wymaga obecnie 2 tys. dewiantów. Co roku przybywa kilkunastu nowych.