"Panie Pośle" - dopadamy parlamentarzystę z koleżanką. "Co pan chce od Chlebowskiego?"

"Ja, od niego nic" - broni się poseł. Nie wierzymy. Sejmowe korytarze pełne są wspomnień po spotkaniach, które nie miały się prawa zdarzyć. I polityków, którzy na trybunie lub w mediach skaczą sobie do oczu, by po chwili jak skończy się nagranie odejść przyjaźnie gawędząc.

Reklama

To mogło być jedno z takich spotkań. Poseł widząc wyraz niedowierzania na naszych twarzach, zaczyna się tłumaczyć:

"Ja noszę pocztę...." - zaczyna. "Od Gosiewskiego, Kaczyńskiego?" - przerywamy wietrząc koalicyjno-opozycyjny spisek. "Pocztę do posła ... do Suskiego. W PO jest Paweł Suski i jego korespondencja cały czas trafia do mnie. I ją tu odnoszę" - wyjaśnia. "Ostatnio dostałem zaproszenia na przyjęcie w ambasadzie, ale kiedy je otworzyłem okazało się że to do posła PO" - dodaje. Rzeczywiście o Pawle Suskim jeszcze mało kto słyszał. Podobnie jak o Łukaszu Tusku czyMichale Marcinkiewiczu. Oprócz ich wyborców, którym wystarczyło samo słynne nazwisko.

Reklama

Tak było ostatnio na Mazowszu w eurowyborach. Posłanka Jolanta Hibner dzięki nazwisku wygrała w cuglach z wojewodą mazowieckim. "Na spotkaniu w Radomiu część ludzi wyszła jak ja zobaczyli, bo spodziewali się, że przyjedzie Danuta Huebner" - opowiada poseł Suski, który jest z Radomia. On sam na pomyłkę w nazwisku nie może narzekać, najwyżej nie poszedł na raut w ambasadzie, a wojewoda mazowiecki zmarnował urlop na kampanie i jeszcze nie ma mandatu.