"Najpierw z ministrami porozmawia szef resortu finansów, a dopiero potem premier, jak trzeba będzie podejmować ostateczne decyzje" - mówi współpracownik Donalda Tuska. Jak się dowiedział DZIENNIK, na pierwszy ogień idą resorty sprawiedliwości i obrony narodowej. Rozmowy mają wyglądać podobnie jak styczniu i lutym, gdy znaleziono 19 miliardów oszczędności. Razem z ministrami Rostowskim i Bonim ministrów namawiać będzie do oszczędności odpowiedzialna za budżet wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska. Wspólnie mają przeglądać wydatki i proponować ich zmniejszenie.

Reklama

>>>Od jutra ministrowie będą ciąc wydatki

Czy sami zainteresowani już wiedzą, gdzie można uciąć? "Na razie gotowość cięć zgłosili ministrowie Kudrycka, Klich i Nowicki" - mówi jeden z członków rządu. "Nie wypowiadam się w tej sprawie" - mówi rzecznik resortu obrony Robert Rochowicz. MON jest ostrożne, bo już w lutym przy okazji szukania poprzednich oszczędności największe poczyniono właśnie w budżecie resortu obrony. MON straciło wtedy 2 miliardy złotych. A znów może znaleźć się na celowniku, bo dysponuje największym w rządzie budżetem. "Mam nadzieję, że teraz nie będziemy na pierwszej linii" - mówi tylko osoba z resortu.

>>>Rząd nie obetnie policjantom i nauczycielom

Bardziej rozmowny jest resort sprawiedliwości. "Były już szczegółowe przymiarki i będą cięcia w okolicach 200 do 300 milionów złotych, głównie wynikające z likwidacji różnych przestarzałych instytucji' - mówi osoba związana z resortem. Ale to jedyne ministerstwo, które podaje, jakie kwoty wchodzą w grę.

Przedstawiciele pozostałych nie chcą tego robić nawet w nieoficjalnych rozmowach. Boją się, że dadzą wskazówkę ministrowi Rostowskiemu, u kogo może szukać największych sum.

Trzy miliardy, jakie mają znaleźć ministrowie, oznaczają średnie cięcia w wysokości 176 milionów złotych na resort. Gdy rząd przystępował do cięć w lutym, założono, że każdy resort ma ograniczyć budżet o 10 procent. Teraz o takiej zasadzie nie ma mowy. I choć rzecznik rządu Paweł Graś zapowiada, że wszyscy zobowiązani są do szukania oszczędności, to już widać, że nie wszystkich one dotkną. Na pewno spokojnie spać mogą policjanci i nauczyciele, bo już wczoraj premier Donald Tusk zapewniał, że tu cięć nie będzie. Dlatego pewny swego jest szef resortu spraw wewnętrznych i administracji Grzegorz Schetyna. Według niego po poprzednich cięciach w budżecie jego ministerstwa, który wyniósł blisko miliard dwieście milionów złotych, nie ma miejsca na następne. Koledzy z rządu przyglądają się tym deklaracjom z zazdrością. "Nie wszyscy są premierami i wicepremierami" - mówił z przekąsem jeden z ministrów.

Reklama

Resorty szukają więc różnych możliwości ograniczenia wydatków w tym roku. – Nie chcemy ciąć, ale jeśli będzie trzeba, to przesuniemy rozpoczęcie realizacji poszczególnych projektów na kolejny rok. To da nam oszczędności – mówi urzędnik z Ministerstwa Sportu. Są jednak tacy, którzy podchodzą do całej operacji ze stoickim spokojem. – Cięcia to ja planuję w lipcu, jak będą żniwa – śmieje się minister rolnictwa Marek Sawicki.

Grzegorz Osiecki: Ile może pani zaoferować budżetowi?
Jolanta Fedak*: Niech mnie pan nawet nie pyta o to. Po pierwsze nie wiem, a po drugie nie powiem. To nie jest proste. Ja nie jestem w stanie powiedzieć, że dam pięć miliardów, przecież nie mam takich pieniędzy.

A dużo znajdziecie ?
Za wcześnie jeszcze, by na to odpowiedzieć. My dopiero zastanawiamy się i liczymy. Wolałabym nie podawać sum.

Dlaczego? Boi się pani, że minister Rostowski od razu to zabierze?

Dlatego że nie mam jeszcze pewności. Bo cięcia to jedno, ale musimy realizować zadania. Chodzi o to, by nie ciąć kosztem zadań.

Pójdzie pani na spotkanie z ministrem Rostowskim z propozycjami cięć?

Jeszcze nie zostałam zaproszona. W moim resorcie byłoby bardzo ciężko dokonać cięć. Ale jeśli trzeba będzie zmniejszyć wydatki administracyjne, to zrobimy jeszcze przegląd i spróbujemy przejrzeć struktury mojego resortu. Zobaczymy też, co zaproponuje minister Rostowski.

W styczniu była pierwsza runda szukania oszczędności, jak takie rozmowy wyglądają?
Były wówczas jakieś propozycje resortu finansów, a my je lekko skorygowaliśmy. Patrzyliśmy, co można realizować, a czego nie, i w końcu dochodziliśmy do porozumienia. Wtedy było odgórne założenie, że ścinamy od 10 proc..

A gdyby teraz było kolejne 10 proc. to udźwigniecie?

To byłoby trudne.

* Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej