Agnieszka chodzi do liceum, ale pięć lat temu lekarze chcieli pobrać od niej organy. "Najpierw trzeba robić, co się da, by ratować ludzi, a dopiero potem myśleć o przeszczepach" - mówi ojciec Agnieszki Robert Terlecki. Razem z prof. Janem Talarem spotka się dziś z wiceszefem klubu parlamentarnego PO Grzegorzem Dolniakiem i szefową komisji zdrowia Beatą Małecką-Liberą.

Reklama

>>>Nie ma pieniędzy na przeszczepy

Do Sejmu przyniesie świadectwo szkolne córki. Przed pięcioma laty jedenastoletnia wówczas Agnieszka uległa groźnemu wypadkowi, po którym lekarze orzekli śmierć pnia mózgu. I proponowali, by od dziecka pobrać organy. Rodzice nie zgodzili się na to, gdyż zauważyli, że u dziewczynki zmienia się wielkość źrenicy. Agnieszkę odłączono od respiratora i przewieziono do bydgoskiej kliniki profesora Talara. Licząc tylko do 2005 r., może się on pochwalić 200 pacjentami skutecznie wybudzonymi ze śpiączki. Agnieszka dołączyła do grona wyleczonych, a jej ojciec założył fundację neurorehabilitacji i zaczął walkę o większą ochronę dawców organów.

"Polskie prawo trzeba zmienić tak, by mieć stuprocentową pewność, że do takich sytuacji jak mojej córki nie będzie dochodziło. Komisja orzekająca o śmierci mózgowej powinna się składać nie tylko z lekarzy zatrudnionych w jednym szpitalu, tak jak się to dzieje teraz. Jeden z lekarzy powinien być z zewnątrz. Mógłby to być zaufany lekarz rodziny chorego" - postuluje Terlecki.

Transplantolodzy odrzucają propozycje Talara i Terleckiego. "To nikomu nie uratuje życia, a wielu ludziom może je odebrać. Procedura stałaby się tak skomplikowana, że nikt nie będzie chciał przeprowadzać przeszczepów" - twierdzi prof. Wiesław Jędrzejczak, transplantolog Uniwersytetu Medycznego w Warszawie.

Politycy komentują słowa Terleckiego z dystansem. "Wszystkie postulaty, które zmierzają do tego, by prawo było maksymalnie przejrzyste, trzeba oczywiście przemyśleć" - mówi Dolniak. I podkreśla, że dzisiejsze spotkanie z prof. Talarem i Terleckim to dopiero "luźna rozmowa". "Traktuję to w kategorii wysłuchania historii, która jest ważna dla pana Terleckiego i jednocześnie społecznie istotna" - mówi wiceszef klubu parlamentarnego PO.

Zdecydowanie więcej emocji postulaty Terleckiego budzą u lekarzy na co dzień zajmujących się transplantologią. "Procedura orzekania śmierci mózgowej jest precyzyjna i drobiazgowa. Ci panowie nie mają pojęcia, o czym mówią! Może w ogóle zakażą przeszczepów? Ale tylko dla siebie i swoich rodzin" - irytuje się prof. Dariusz Patrzałek, dolnośląski konsultant ds. transplantologii klinicznej. I dodaje, że w wielu krajach orzekaniem śmierci mózgowej zajmuje się tylko jeden lekarz. "U nas jest trzech, którzy muszą mieć jednakową opinię. Procedury są stuprocentowo pewne" - mówi prof. Patrzałek.

Terleckiego to nie przekonuje. Uważa, że jest jedna przeszkoda rozwoju polskiej transplantologii - ludzie nie są przekonani, że procedury są przejrzyste. "Kiedy wprowadzimy nowe przepisy, nikt nie będzie się już obawiał, że lekarze kierują się głównie celem zdobycia jak największej ilości organów do przeszczepu. Może to się więc przyczynić do wzrostu liczby organów pozyskiwanych do przeszczepów" - przekonuje Terlecki.