Z raportu wynika, że sprawdzeniem prawdomówności prezesa Kwaśnickiego zajmie się na wniosek kancelarii premiera Centralne Biuro Antykorupcyjne.
>>>Przeczytaj tekst, który spowodował kontrolę w KRUS
Co jeszcze odkryła kontrola? Potwierdziła nepotyzm w KRUS, gdzie zatrudniono - jak pisał DZIENNIK - dzieci pracowników centrali Kasy. W Funduszu Składkowym KRUS w biurze zarządu kandydatów osobiście zatrudniał prezes Kwaśnicki. Jak to możliwe? W KRUS działa procedura z 2007 r., która nie określa, jakie mają być kryteria oceny kandydatów do pracy.
Kolejna sprawa: tworzenie stanowisk na zamówienie. Takie dostał Kazimierz Pątkowski, szara eminencja KRUS. Kiedy jako szef biura prawnego przeszedł na emeryturę, prezes Kwaśnicki dał mu stanowisko radcy, żeby nie stracił pensji.
W KRUS zawierano "niecelowe i niegospodarne" umowy - wynika z raportu. Dwie z nich są wyjątkowo kuriozalne: kierowca prezesa Kwaśnickiego i członek PSL Artur Grab miał przygotować "dokumentację niezbędną do obsługi centrali KRUS". Zainkasował za to blisko 9 tys. zł, ale zamiast robić dokumentację, woził prezesa służbowym samochodem. Prywatnie Grab jest znajomym Kwaśnickiego. W KRUS znalazł się, bo... wygrał konkurs.
Inny znajomy Kwaśnickiego, Marek Majcher, też działacz PSL w lutym też wygrał konkurs. Został głównym specjalistą w biurze organizacyjno-prawnym Kasy. Jego umowa na "doradztwo w zakresie organizacji Kasy" opiewała na blisko 10 tys. zł. Kontrolerów zdziwiło, że umowa nie precyzuje, o jakie doradztwo chodzi i komu miałby doradzać.
Kolejna sprawa: jeszcze w czerwcu Kwaśnicki kazał zapłacić za projekt przebudowy własnego gabinetu. Wydał mu się zbyt mroczny i ponury. KRUS zapłacił za projekt przebudowy, a wtedy prezes zrezygnował z rozjaśniania pokoju.
Ministerstwo Rolnictwa, któremu KRUS podlega, zgodziło się, by prezes w Warszawie mieszkał w rządowym hotelu, a koszty podróży do rodzinnej Jeleniej Góry zwracała mu Kasa. A podróżuje często. Od stycznia do lipca był w 34 delegacjach, w tym w 23 do... Jeleniej Góry. Zbiegiem okoliczności - często w weekendy, kiedy wykłada w lokalnej wyższej szkole. Na 188 dni pełnienia funkcji w delegacjach po Polsce spędził 114 dni, zużywając benzyny za blisko 30 tys. zł.
Kontrolerzy ustalili, że tylko w tym roku Fundusz Składkowy dał rolniczym organizacjom ponad 14 mln zł. Wbrew prawu, bo takiego przekazywania pieniędzy nie przewiduje ustawa o KRUS. I tak blisko 200 tys. zł dostały ochotnicze straże pożarne, a wśród beneficjentów znalazła się rodzinna gmina Jarosława Kalinowskiego z PSL.
>>>Wicepremier Pawlak powiedział: "Nie ma nic złego w zatrudnianiu rodziny"
Tyle kontrola. Tymczasem prezes nie traci czasu. Po publikacjach DZIENNIKA rozesłał po oddziałach regionalnych Kasy płytki CD z wywiadem, którego udzielił Polsat News. "Uznał, że wypadł świetnie i ten materiał najlepiej go obroni przed zarzutami prasy" - mówi źródło w KRUS. DZIENNIK ustalił, że Kwaśnicki nie miał zgody stacji na rozpowszechnianie nagrania.
Tymczasem DZIENNIK dotarł do kolejnych informacji o nieprawidłowościach w Kasie. Kilka tygodni temu konkurs na naczelnego lekarza wygrał tam Jan Kopczyk, członek rady naczelnej PSL. W latach 2002 - 2006 był prezesem KRUS, za jego czasów Fundusz Składkowy kupił za prawie 30 mln zł niczym niezabezpieczone weksle, sprawę do dziś wyjaśnia warszawska prokuratura.
Z informacji DZIENNIKA wynika, że za jego rządów KRUS zlecił wyposażenie ośrodka w Kołobrzegu firmie znajomego Kopczyka. Skutek: KRUS w 2005 r. za magnetowid warty kilkaset złotych zapłacił blisko 10 tys. Za laptopa - blisko 15 tys. Za ekspres do kawy - 25 tys. Kazimierz Lipiński, znajomy Kopczyka, twierdzi w rozmowie z DZIENNIKIEM, że ceny nie były zawyżone.
p
GRZEGORZ RZECZKOWSKI: Kontrola kancelarii premiera wykazała, że prezes KRUS, zatajając fakt zasiadania w radzie nadzorczej prywatnej spółki, naruszył ustawę antykorupcyjną. Czy spełni pan swoją obietnicę i odwoła go ze stanowiska?
MAREK SAWICKI*: Mam własne wyniki kontroli, z których nie wynika, by coś takiego miało miejsce. Prezes Kwaśnicki zrezygnował z zasiadania w radzie nadzorczej tej spółki w 2003 r. Potwierdzają to dokumenty, którymi dysponuję.
Na rezygnację prezesa KRUS z pracy w radzie nadzorczej nie ma potwierdzenia, że rzeczywiście została podjęta w 2003 r.
Jeśli ten dokument jest niewiarygodny, to będą się nim zajmować prokuratura i sąd, a nie DZIENNIK.
A czy do tego czasu wyciągnie pan konsekwencje wobec prezesa KRUS?
Najpierw muszę skonfrontować wyniki kontroli przeprowadzonej w KRUS przez moje ministerstwo z wynikami kontroli kancelarii premiera. Jeśli stwierdzę, że zostało naruszone prawo, podejmę decyzje kadrowe.
Kiedy?
Do końca tygodnia.
*Marek Sawicki jest ministrem rolnictwa