Ksiądz Śliwański, który pełni posługę w Polskiej Misji Katolickiej w Hamburgu, przyznaje w rozmowie z dziennikiem.pl, że w latach 70. ambasada PRL zapraszała go na obiady i z rożnych innych okazji. Ale ksiądz nie dał się nabrać i próba zdyskredytowania go w środowisku polskim na Zachodzie spaliła na panewce. Przecież gdyby przyjmował te propozycje, mógłby być posądzony o współpracę z komunistami.

Dokładnie taki plan uknuła polska bezpieka żeby wprowadzić do Radia Wolna Europa księdza Stanisława Wielgusa. Czyli swojego agenta. Bo prowadzący go oficerowie widzieli w księdzu Śliwańskim kandydata do szefowania redakcji religijnej RWE. Pomysł był prosty - skompromitować duchownego i podstawić zamiast niego ks. Wielgusa.

Ten plan się nie udał. Przede wszystkim dlatego, że bezpieka miała słabe rozpoznanie. Ksiądz Śliwański opowiada dziennikowi.pl, że nie był kandydatem do pracy w RWE. Choć rozgłośnia korzystała z jego publikacji. Osobiście był gościem RWE tylko raz. Dodaje, że nie poznał wtedy księdza Wielgusa, ale dopiero dużo później. I nie miał pojęcia o jego podwójnej roli.

Oto fragment "Planu kombinacji operacyjnej wprowadzenia agenta <Greya> do obiektu <Szerszenie>":

"W celu wprowadzenia agenta "Greya" do obiektu <Szerszenie> planuje się przeprowadzić następującą kombinację operacyjną:

1. Spowodować odrzucenie przez kierownictwo RWE kandydatury ks. Śliwańskiego. W tym celu stworzyć poprzez rezydenturę w Kolonii sytuację kompromitującą wym. osobistymi kontaktami z pracownikami placówki PRL. (np. na bazie załatwiania dawnych spraw konsularnych)".