"Młoda, urodziwa, przyciągająca uwagę mężczyzn" - tak o tajnym współpracowniku o pseudonimie Nunek pisze ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w książce "Księża wobec bezpieki". Dziewczyna była kochanką księdza B. - dlatego zainteresowali się nią esbecy.
Bezpieka zwerbowała "Nunka" w restauracji w Wadowicach. Za 400-500 zł wynagrodzenia i prezenty - kosmetyki, ubrania - dziewczyna zgodziła się donosić się na księży.
Rozkochała duchownego w sobie
SB przerzuciła ją do małej miejscowości B. w powiecie Sucha Beskidzka. Tam "Nunek" poznała księdza L. i rozkochała go w sobie. Jak twierdziła bezpieka, ks. L. miał "życiowe problemy", co dziewczyna szybko wykorzystała. Przez łóżko wyciągała od niego ważne informacje. Po każdym intymnym spotkaniu sporządzała odręczny raport i oddawała oficerom SB.
"Nunek" donosiła bezpiece przez trzy lata, od 1969 do 1972 roku. Potem założyła rodzinę, urodziła dziecko.
Pierwszy kochanek agentki, ksiądz B., skończył tragicznie. Załamany zrezygnował z kapłaństwa i ostatnie lata życia spędził w przytułku. Ksiądz L. nie zrzucił sutanny, choć - jak zwierzał się kochance - miał taki zamiar.
"Najbardziej bulwersujące jest to, że niektórzy z księży uwikłanych w podobne historie, zamiast dążyć do naprawy swojego postępowania, brnęli dalej w zło, stopniowo coraz bardziej komplikując swoją sytuację (...) Tajemnica ich sumień - a także sumień tych, którzy wiedząc o złu, nie starali się mu przeciwdziałać - pozostaje dla nas zakryta" - komentuje te wstydliwe sprawy ks. Isakowicz-Zaleski w swojej książce.
Informacje za koniaki i wieczne pióra
Ale, jak wynika z badań ks. Isakowicza, bezpieka nie zawsze musiała posługiwać się kobietami do wyciągania informacji od księdzy. Oficerowie wręczali księżom drobne upominki. Ks. Mieczysław Łukaszczyk na przykład, wymieniony w książce jako źródło informacji o rodzinie zamordowanego przez SB studenta Stanisława Pyjasa, dostawał od bezpieki prezenty - koniak, album, wieczne pióro. Tak wynika z dokumentów.
Często SB proponowała księżom współpracę, gdy duchowni chcieli wyjechać za granicę. Układ był prosty - donosy za wydanie paszportu.
Tak na przykład zwerbowano ks. Wiktora Skworca, pseudonim Dąbrowski, późniejszego biskupa ordynariusza tarnowskiego. Bezpieka "zmiękczała" go od kwietnia 1979 roku. Straszyli go fikcyjnymi zarzutami i więzieniem. W październiku - jak wynika z dokumentów - ks. Skworc zgodził się na współpracę.
Kpt Jerzy Wach tak relacjonował rozmowę z duchownym: "Po tych moich zdaniem dość szerokich i szczerych wywodach o swojej rodzinie przystąpiłem do zasadniczej części rozmowu werbunkowej, tj. przedstawienia propozycji - potrzeby okresowego spotykania się celem omówienia - wyjaśnienia wybranych interesujących mnie problemów dot. działalności katolickiej kurii" - pisał oficer.
"Kandydat wyraził zgodę na moją propozycję, prosząc mnie przy tym, aby te spotkania nie były zbyt częste i związane były z omawianiem faktycznie ważnych problemów. (...) Uzgodniliśmy, że w razie potrzeby posługiwał się będzie pseudonimem "DĄBROWSKI" - relacjonował kpt Wach.
Zaprosił esbeka na imieniny
Ks. Kazimierz Górny, obecny ordynariusz rzeszowski - któremu SB nadała pseudonim Kazek - kontaktował się z SB, gdy budował kościół w Oświęcimiu. Skąd to wiadomo? Z notatek operacyjnych, do których dotarł ks. Isakowicz-Zaleski. Zachowała się ciekawa relacja ze spotkania esbeka z duchownym.
"Gdy mnie rozpoznał, z własnej inicjatywy zaprosił mnie do swojego mieszkania prywatnego na plebanii i poczęstował kawą i ciastkami, a nawet zaproponował posiłek" - tak opisywał to st. sierż. Aleksanderek.
"Na zakończenie kandydat stwierdził, że zamierzał porozumieć się ze mną telefonicznie, czego jakoś dotąd nie uczynił. (...) Zapowiedział, że będąc w Krakowie zaprosi mnie na kawę. Gdyby się to nie udało, zaprasza do siebie przy okazji imienin. Zapraszając go wzajemnie do siebie i zapowiadając możliwość odwiedzin we wcześniejszym terminie, rozmowę zakończyłem" - relacjonował st. sierż. Aleksanderek.
Na szczęście, jak podkreśla autor "Księży wobec bezpieki", ks. Górny nie donosił na innych duchownych, nie ujawniał tajemnic kościelnych, ani nie pobierał od SB wynagrodzenia. W końcu zerwał współpracę.
Ks. Kazimierz Suder, proboszcz rodzinnej parafii Karola Wojtyły w Wadowicach, donosił SB za... wiązanki kwiatów z okazji imienin i paczkę kawy. Takie prezenty - jak wynika z dokumentów - wręczyli mu odwiedzający go esbecy.