Założyciele Prawicy RP, nowej partii Marka Jurka, spotkali się w Warszawie w sobotę. Spotkanie było zamknięte przed mediami i odbyło się w nietypowym miejscu - salce przy klasztorze redemptorystów, zgromadzenia o. Rydzyka. Miejsce nie ma jednak wiele wspólnego z Radiem Maryja. Jurek wybrał je, bo tam odbywają się msze w rycie trydenckim, których jest stałym uczestnikiem.

Z całej Polski na wstępne rozmowy zjechało ledwie kilkudziesięciu zwolenników marszałka. Posłów było tylko siedmioro: Marek Jurek, Dariusz Kłeczek, Artur Zawisza, Małgorzata Bartyzel, Marian Piłka, Wojciech Mojzesowicz i Marzena Wróbel.

Skromna liczba uczestników była wyraźnym zaprzeczeniem wcześniejszych zapowiedzi o szerokim poparciu dla nowej partii. "Z całą pewnością będzie to klub parlamentarny" - zapowiadał buńczucznie Zawisza po sobotnim spotkaniu. W niedzielę konsekwentnie dodawał, że w Prawicy będzie więcej osób. Jednak nic takiego się nie stało. Jurek raczej nie uzbiera grupy 15 posłów, czyli tylu, ilu potrzeba do założenia klubu w Sejmie. Z wyjątkiem garstki posłów PiS do Prawicy RP nikt się nie wybiera.

- Myślę nad przyłączeniem się do Prawicy, ale nie pozbyłam się jeszcze nadziei, że w samym PiS można dużo osiągnąć - waha się Anna Pakuła-Sacharczuk, niedawno kandydatka PiS na rzecznika praw dziecka. By zatrzymać właśnie takie osoby, do gry włączył się Jacek Kurski. Poseł zapowiedział możliwość powołania parlamentarnego zespołu ochrony życia. Po takich sygnałach nawet politycy o poglądach bliskich Jurkowi są sceptyczni wobec jego partii. Odmówił mu nawet poseł PiS Artur Górski, pomysłodawca ukoronowania Chrystusa na króla Polski. Przy Kaczyńskich zostaje też wieloletni przyjaciel Jurka Marcin Libicki.

- Nawet jeśli Jurek szuka nowych członków wśród byłych polityków z jego macierzystego ZChN, nie uda mu się wyciągnąć więcej posłów niż do tej pory - twierdzi Zbigniew Girzyński, poseł PiS. Powód jest prosty: politycy nie chcą iść do partii bez struktur i finansowania z budżetu państwa.

Podobnie jest z politykami innych ugrupowań. Wydawało się, że sojuszników Jurek może szukać wśród posłów, którzy głosowali za zmianami w konstytucji. Ale posłowie Platformy, której ponad 20 posłów głosowało za gwarancjami ochrony życia, zgodnie zapewniają, że nikt od nich nie odejdzie. "Nie zamierzam opuszczać Platformy. Podziwiam odwagę Marka Jurka, ale jego nowa partia nie reprezentuje na razie żadnej siły. Jedyne, co ma, to swoje idee" - mówi poseł PO Ireneusz Raś, który według sejmowej plotki miał przyłączyć się do Jurka.

Jurek nie może liczyć nawet na prawicowych posłów niezrzeszonych, np. Zygmunta Wrzodaka i jego kolegę Mariana Daszyka. "Między mną a Jurkiem są zasadnicze różnice w poglądach. Szczególnie w polityce zagranicznej. Ja jestem przeciw wysyłaniu naszych wojsk do Afganistanu, przeciwko naszej obecności w Iraku. Nie zgadzamy się w wielu sprawach" - wyjaśnia Wrzodak, który sam próbuje zbudować własne ugrupowanie w oparciu o byłych lokalnych działaczy Ligi.

Jedynym chętnym do rozmów z Jurkiem na razie jest więc paradoksalnie polityk uważany za jego głównego konkurenta - Roman Giertych. Szef LPR nie wykluczył nawet połączenia Ligi z partią Jurka. Potwierdzają to posłowie Ligi. "Myślę, że oba środowiska się połączą, być może nawet w najbliższych tygodniach" - mówi DZIENNIKOWI Andrzej Mańka. On też miał być jedną ze zdobyczy Prawicy RP. "Plotki o moim przejściu do Jurka są nieprawdziwe" - zaprzecza jednak tak jak i inni poseł LPR.

Zdziwiony deklaracjami o takiej współpracy był premier Jarosław Kaczyński. Dostrzegł jednak w nich pewną korzyść: "Lepiej, żeby Marek Jurek i jego zwolennicy znaleźli się w LPR, niż żeby mieli szkodzić wewnątrz PiS" - skomentował wczoraj Kaczyński.

















Reklama