Weksle można odbierać do końca czerwca w biurze partii w Warszawie. Wszyscy, którzy zdecydowali się kandydować do Sejmu lub Senatu w wyborach w 2005 r. z list Samoobrony, musieli podpisać umowę wekslową oraz weksel in blanco na ponad pół miliona złotych. W ten sposób Andrzej Lepper zabezpieczył się przed próbą zmiany barw klubowych.

"Szturmu nie ma, od chwili ogłoszenia oddaliśmy 62 weksle" - mówi Arkadiusz Jońca, pracownik biura Samoobrony, odpowiedzialny za wydawanie weksli. O zwrot weksla i umowy wekslowej stara się Grażyna Kaczmarek z Zielonej Góry. Podpisała weksel, chociaż nigdy nie znalazła się na listach wyborczych. Z korespondencji prowadzonej z Samoobroną dowiedziała się, że weksel zostanie jej zwrócony, ale nie umowa wekslowa.

Od wybuchu afery Lepper nie chce ujawnić treści umowy wekslowej - w jego ręku są wszystkie egzemplarze tej umowy: zarówno podpisywane przez niego, jak i kandydatów do parlamentu. "Wszystkie weksle są przedarte i takie oddajemy, umowy komisyjnie trafiają do niszczarki" - zapewnia Jońca.

Na pytanie, dlaczego podpisanych umów nie mogą zobaczyć właściciele, Janusz Maksymiuk, wiceprzewodniczący klubu Samoobrona, odpowiada: - Wszyscy ci, którzy podpisywali, to czytali i wiedzieli, co podpisują, zobowiązali się także do zachowania tajemnicy treści dokumentu. I dodaje: "Ja jestem strażnikiem tej tajemnicy".

Tego, czy umowa zawierała punkt zakazujący upublicznienia zawartych w niej treści, Maksymiuk oczywiście ujawnić nie może. Uważa, że całe zamieszanie sztucznie wywołuje Henryk Ostrowski, były poseł Samoobrony, który zamierza wytoczyć partii proces o odszkodowanie w związku z poniesionymi kosztami w kampanii wyborczej. Ostrowski wprawdzie otrzymał swój weksel, nie oddano mu jednak umowy. Maksymiuk tłumaczy, że Ostrowski nie otrzymał jej, bo i tak ta umowa nie była ważna, nie podpisał jej bowiem Andrzej Lepper.







Reklama