Bondaryk od roku kieruje ABW. Nie zerwał jednak związków ze swoim poprzednim pracodawcą, siecią telefonii komórkowej Era. Zainkasował w tym roku już pół miliona zł - wykryli to już we wrześniu funkcjonariusze CBA, którzy badają oświadczenie majątkowe szefa ABW. Paweł Graś, który w PO zajmuje się tajnymi służbami, przekonuje, by nie szukać w tym sensacji. "Bondaryk otrzymuje pieniądze z tytułu zakazu konkurencji, w oświadczeniu majątkowym wykaże je zgodnie z przepisami, na wiosnę 2009 r." - zapewnia.
Tyle że w tym samym czasie kiedy pobierał od telekomu sowitą odprawę, Bondaryk forsował korzystne dla operatorów przepisy. Chodzi o ujawnione w lipcu przez DZIENNIK naciski szefa ABW dotyczące sposobu podsłuchiwania Polaków. Policja, CBA i służby wojskowe zgodnie chciały zakładać podsłuchy tak, aby firmy telekomunikacyjne nie wiedziały, kto jest podsłuchiwany. Jako jedyny sprzeciwił się temu Bondaryk, który w ustawie chciał zagwarantować dostęp do tych informacji pracownikom operatorów. "W pionach bezpieczeństwa telekomów siedzą byli funkcjonariusze służb specjalnych, których podejrzewany o handlowanie tymi informacjami" - tłumaczył DZIENNIKOWI wysoki rangą oficer komendy głównej policji.
Dlatego kwestia odprawy dla Bondaryka wywołuje kontrowersje i podejrzenia o konflikt interesów. "Szef kluczowej służby dbającej o bezpieczeństwo wewnętrzne państwa powinien zdecydować jeszcze przed objęciem funkcji: praca dla biznesu za 100 tys. zł czy dla kraju za 10 tys." - ocenia Zbigniew Siemiątkowski, były szef UOP i Agencji Wywiadu. Z kolei zdaniem Władysława Stasiaka, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, sprawą jak najprędzej powinno zająć się rządowe Kolegium ds. Służb Specjalnych. "Zawnioskuję o to, ale decyzję podejmuje premier" - powiedział nam Władysław Stasiak.
Tyle że Tusk sprawą zajmować się na razie nie chce, choć wie o niej od ponad dwóch miesięcy. Mariusz Kamiński na początku września pisał do premiera: Bondaryk ze spółki Polska Telefonia Cyfrowa otrzymuje wyższe wynagrodzenie od tego, jakie pobiera jako szef ABW, ale odmawia podania kwoty.
Kancelaria premiera poprosiła wtedy szefa ABW o wyjaśnienia, ale ten uciął sprawę stwierdzeniem, że w oświadczeniu majątkowym nie mógł podać kwoty wypłat, bo jest to tajemnicą handlową Ery. I oskarżył CBA, że przekracza swoje uprawnienia. Podobnie reaguje teraz premier Donald Tusk, który zapowiedział, że będzie się domagał wyjaśnień od...CBA, a nie od Bondaryka. "Chcę się dowiedzieć, dlaczego pół biura zajmuje się czymś, co zostało przekazane w oficjalnym dokumencie" - mówił w sobotę Tusk.
Te argumenty odpiera Stasiak. "CBA właśnie do prześwietlania majątków wysokich urzędników państwowych zostało powołane" - mówi. Podobnie reaguje Zbigniew Siemiątkowski. "Nie wierzę w czystość intencji Mariusza Kamińskiego, ale CBA zrobiło to, co do niego należało i wykonało swoją robotę skrupulatnie" - przekonuje.
Bondaryka i jego pieniądze w obronę wzięła sobotnia "Gazeta Wyborcza", która zasugerowała, że CBA zbyt dokładnie przeprowadzała kontrolę - majątek szefa ABW prześwietlało dwóch, a w porywach aż trzech funkcjonariuszy.