Sąd Okręgowy w Gdańsku stwierdził, że były prezydent naruszył dobra osobiste Wyszkowskiego. "Były prezydent od dłuższego czasu wulgaryzuje debatę publiczną" - grzmiał w sądzie Krzysztof Wyszkowski. Domagał się ukarania Lecha Wałęsy za słowa wypowiedziane w czasie programu telewizyjnego w czerwcu 2005 roku. Sądowy spór toczył się tylko o przeprosiny. Wyszkowski nie domagał się od byłego prezydenta żadnych pieniędzy.

Wtedy dyskusja o tym, czy Instytut Pamięci Narodowej powinien przyznać Wałęsie status pokrzywdzonego przez PRL-owską bezpiekę, przerodziła się w wymianę ciosów i słowną batalię. Znany z ostrego języka były prezydent nazwał Wyszkowskiego m.in. małpą z brzytwą i chorym debilem.

Choć Wyszkowski podał go do sądu, a od feralnej audycji minęły już dwa lata, Wałęsa zapewniał, że nie zamierza wycofywać się z tych słów. "Jestem gotów te słowa powtórzyć, byłem obrażany i poniżany; okoliczności mnie usprawiedliwiały" - tłumaczył Wałęsa.

Jednak wieczorem w TVN24 były prezydent mówił już co innego. "Posunąłem się za daleko. Użyłem słów, których używać się nie powinno, dałem tym zły przykład" - przyznał Wałęsa. Jednak zaraz dodał: "Na razie nie przeproszę. Niech Wyszkowski najpierw zapłaci to, co przegrał ze mną. Jak on to ureguluje, to ja też ureguluję".

Chodzi o wyrok sądu, który w marcu nakazał Wyszkowskiemu przeproszenie Wałęsy za sugestie na temat jego rzekomej agenturalnej przeszłości. Wyszkowski ma też zapłacić 30 tys. na cele społeczne.