"Ja nie twierdzę, że Jacek Kuroń był agentem SB, ja twierdzę coś znacznie gorszego i zawsze tak twierdziłem - że to porozumienie, które zostało zawarte przy Okrągłym Stole m.in. przez niego, było porozumieniem, które szkodziło Polsce, i było zdradą ideałów milionów ludzi, którzy należeli do <Solidarności>". Tak mówił Giertych w sierpniu 2006 roku, kiedy media doniosły, że z akt SB wynika, że w latach 1985-89 Kuroń miał prowadzić z bezpieką rozmowy mające charakter negocjacji politycznych. Miał też rozmawiać z SB o przygotowaniach do Okrągłego Stołu.

Reklama

Pytany, czy należy usunąć Kuronia z podręczników szkolnych, odparł: "Nie, tak samo jak Szczęsnego Potockiego czy Janusza Radziwiłła nie należy usuwać z podręczników historii".

Tymi wypowiedziami poczuli się dotknięci brat Jacka Kuronia Andrzej i syn Maciej. Roman Giertych tłumaczył, że wypowiedź mieściła się w granicach swobody wypowiedzi, a każdy ma prawo do własnej oceny Okrągłego Stołu.

Giertych już zapowiada, że nie przeprosi rodziny Kuronia. "Nie zamierzam nikogo przepraszać za moje poglądy. Uważam, że Okrągły Stół był zdradą. Nie twierdziłem, że wszyscy jego uczestnicy byli zdrajcami" - powiedział wicepremier.

Sąd uznał jednak, że wicepremier naruszył dobra osobiste zmarłego trzy lata temu znanego działacza KOR i "Solidarności". Nakazał też Giertychowi przeproszenie bliskich. "W tej sprawie została naruszona sfera uczuciowa rodziny zmarłego ojca i syna. Roman Giertych działał w zamiarze poniżenia Jacka Kuronia" - uznał sąd.

Reklama

Wyrok jest nieprawomocny. Wicepremier już zapowiedział, że zamierza się od niego odwołać.