Choć zgodnie z traktatem akcesyjnym pełna swoboda obrotu działkami nastąpi dopiero 1 maja 2009 roku, gorączka na rynku nieruchomości w 100-kilometrowym pasie wzdłuż granicy na Odrze i Nysie już trwa. "W ostatnim roku ceny wzrosły dwukrotnie" - mówi o działkach nad jeziorami w okolicach Łagowa Stanisław Hałas, kierownik działu obrotu gruntami w urzędzie gminy. Jego zdaniem w 2006 roku metr kwadratowy gruntu kosztował tu 40 złotych, dziś jest to już 80 złotych.

Reklama

Powód? Coraz częściej kupcami są Niemcy, a ci przychodzą zwykle z wypchanymi portfelami. Położony około 150 kilometrów od Berlina Łagów to dla wielu z nich wymarzony teren rekreacyjny: jeziora, lasy, spokój i o wiele niższe koszty życia niż w Republice Federalnej. Tak samo ceny na rynku nieruchomości zwyżkują w Rogach, Ośnie Lubuskim, Lubniewicach i innych, atrakcyjnych wypoczynkowo rejonach Ziemi Lubuskiej. W Międzyzdrojach i pozostałych kurortach nadmorskich położonych blisko granicy z myślą o Niemcach powstają natomiast zamknięte zespoły domków letniskowych.

Na razie nasi zachodni sąsiedzi przed zakupem działek rekreacyjnych muszą co prawda występować o zgodę do MSWiA. Część z nich potrafi jednak ominąć tę przeszkodę. "Zakładają fikcyjne spółki i już jako osoby prawne mogą bez przeszkód kupić nieruchomości. Albo nabywają działki za pośrednictwem podstawionych Polaków, zabezpieczając się przed oszustwem specjalnymi wekslami" - tłumaczy Wojciech Rybiński z Vinc Participaties, holenderskiej firmy deweloperskiej działającej w Słubicach.

Takie praktyki wynikają z tego, że przystępując do Unii Europejskiej, Polska zgodziła się, aby spółki z innych krajów Unii mogły od razu kupować grunty pod inwestycje. Natomiast obywatele państw Wspólnoty, którzy chcą kupić u nas działki rekreacyjne, muszą przeczekać pięcioletni okres przejściowy.

Gwałtowny wzrost cen nieruchomości wywołuje niepokój polskich polityków. "Ceny osiągnęły już taki poziom, że większości mieszkańców Ziemi Lubuskiej nie stać na kupno działek rekreacyjnych. Niemcy w różny sposób przejęli już zresztą najbardziej atrakcyjne tereny - mówi "Dziennikowi" Elżbieta Płonka, wicemarszałek województwa lubuskiego.

"Zgoda na swobodę zakupu ziemi to był błąd. Grozi nam na terenach przy granicy dominacja kapitałowa ze strony Niemców" - wtóruje jej poseł LPR z Ziemi Lubuskiej Krzysztof Bosak. Dla części mieszkańców ostrzeżeniem jest to, co zdarzyło się na rynku mieszkań w miastach położonych tuż przy granicy. Dziś za metr kwadratowy w nowych budynkach w Słubicach trzeba zapłacić przynajmniej trzy tysiące złotych, bo wielu Niemców z drugiej strony Odry postanowiło się tu przenieść, licząc na niższe koszty życia.

Już za cztery miesiące zakup działek rekreacyjnych położonych blisko Odry i Nysy stanie się dla naszych zachodnich sąsiadów jeszcze atrakcyjniejszy. Wraz z przystąpieniem Polski do strefy Schengen i zniknięciem kontroli paszportowych jeszcze łatwiejszy będzie bowiem przyjazd do Polski.

Reklama

Prawdziwa rewolucja nastąpi jednak 1 maja 2009 roku. Czy wówczas Niemcy ruszą szturmem w poszukiwaniu terenów rekreacyjnych w zachodniej Polsce? Tak stało się na Balearach po przystąpieniu Hiszpanii do Unii. Dziś co trzeci mieszkaniec Majorki to Niemiec. Masowy zakup domów rekreacyjnych spowodował, co prawda, gwałtowny rozwój gospodarczy wysp, doprowadził też jednak i do zmiany ich charakteru - dziś pełno tu knajpek o bawarskim charakterze, sklepów z niemiecką żywnością, szyldów w języku Goethego. Niemcami są też burmistrzowie niektórych tutejszych miasteczek.

"Nie sądzę, aby u nas powtórzyła się taka sytuacja. Na Ziemi Lubuskiej tylko niektóre miejscowości mają walory rekreacyjne. No i klimat nie ten" - uspokaja Krzysztof Bosak. Jego spostrzeżenia potwierdzają lokalni agenci nieruchomości. "Przyjeżdżają Niemcy, którzy lubią dzikie tereny, odludzie. Ale to nie wszystkim pasuje" - mówi Jarosław Cichocki, agent ze Świebodzina.

Teoretycznie polskie władze mogłyby wprowadzić bariery prawne, które powstrzymają masowy zakup przez Niemców działek. Europejski Trybunał Sprawiedliwości pozwala bowiem na takie określenie lokalnych planów zagospodarowania, które zakazują nabywania gruntów na wybranych terenach - choć w równym stopniu dla Polaków, jak i dla Niemców. Jednak Elżbieta Płonka nie widzi takiej potrzeby. "Wprowadzenie jakichś specjalnych ułatwień dla Niemców jest wykluczone. Ale nie ma potrzeby stawiać jakiejś zapory "- mówi.



Jędrzej Bielecki: Od przystąpienia Hiszpanii do Unii Europejskiej 150 tysięcy Niemców kupiło działki rekreacyjne na Majorce. Stanowią oni już 1/3 mieszkańców wyspy. Nie boicie się, że w końcu zgermanizują Baleary?
Aina Calvo
: Gdy otworzyły się granice w latach 90., bardzo się baliśmy. Co drugi dzień czołówki lokalnych gazet mówiły o tym, że kolejny dom został wykupiony przez Niemców. To był główny temat rozmów w kafejkach. Niemcy pojawili się tu nagle i w wielkiej liczbie. Ale po 10 latach jakoś się do tego przyzwyczailiśmy. U was będzie tak samo.

Z powodu Niemców ceny nieruchomości nie poszybowały w górę?
Poszybowały. Zanim oni nie przyszli, większość Majorki zajmowały tereny rolnicze. Kiedy wyspa stała się mekką dla turystów, nieruchomości musiały podrożeć. Ale tych Hiszpanów, których było stać na zakup działek 30 lat temu, stać na to i dziś. Proszę pamiętać: poziom rozwoju Hiszpanii jest teraz już prawie taki sam jak Niemiec.

Baleary to dziś jedna z najbogatszych prowincji kraju. Czy bez Niemców byłoby to możliwe?
Z pewnością nie. Ich rola w rozwoju gospodarczym jest kluczowa. W sezonie letnim większość ludzi żyje tu z letników - obsługi hoteli, barów, wypożyczalni sprzętu sportowego. Ale kiedy przychodzi zima, życie zamiera. Wówczas remonty domów letniskowych, które mają Niemcy, obsługa restauracji, do których chodzą, to jedyne źródło utrzymania dla wielu mieszkańców. Niemcy zmienili też wizerunek wyspy. Swój dom ma tu Claudia Schiffer, do przyjaciół przyjeżdża na wakacje Gerhard Schroder. Ich pobyt skłania do przyjazdu wielu innych.

Niemcy mają jednak opinię hałaśliwych. To nie prowadzi do konfliktów?
Są problemy, ale przede wszystkim z powodu zachowania młodych Niemców, którzy przyjeżdżają tu na parę dni na plażę. Zdarza się, że piją, robią wybryki. Ale domy rekreacyjne kupują zupełnie inni ludzie: starsi, ustatkowani. Ich mało widać, zamykają się we własnym świecie.

Integrują się?

Część uczy się katalońskiego i hiszpańskiego, ale wielu jednak nie. Mają tu swój świat: na Majorce wychodzą nawet dwa niemieckojęzyczne dzienniki. Coraz więcej Niemców pojawia się też w samorządach. Ale dla nas to już normalne.












Aino Calvo jest burmistrzem Palma de Mallorca, stolicy wyspy Majorka