Kandydat SLD na prezydenta Warszawy ocenił TOK FM, że Krzysztofa Kwiatkowskiego zgubiła pogoń za wizerunkiem w mediach. "Chciał mieć show, a zaliczył wtopę" - mówił Wojciech Olejniczak.

Reklama

Ostrzejszy w komentarzu był Ryszard Czarnecki, europoseł Prawa i Sprawiedliwości. Polityk oskarżył też przy okazji Donalda Tuska.

"Minister rządu Donalda Tuska w biały dzień, wykorzystując swoje uprawnienia i kusząc podległą mu placówkę ofertą finansowej pomocy, ewidentnie łamie prawo. A premier milczy" - mówił Czarnecki.

Nawet partyjna koleżanka Kwiatkowskiego, Małgorzata Kidawa-Błońska przyznała, że coś w tej sprawie mogło być nie w porządku. "Ludzie czasem popełniają błędy" - tłumaczyła ministra w TOK FM.

Sprawa wybuchła, gdy dziennikarze wraz z ministrem wysłuchali w Instytucie Ekspertyz Sądowych nagrania z rejestratora z Tu-154. Była to rozmowa wieży w Mińsku z - jak to określono - "nie naszym" samolotem oraz szum w kabinie pilotów. Sam minister wysłuchał natomiast w słuchawkach kilkusekundowego nagrania, w którym, jak poinformował, "miał wszystkie głosy". Wyraził przekonanie, iż trudność pracy polega "na rozkładaniu tych głosów, tak aby zindywidualizować ich odbiór".

Kwiatkowski tłumaczył potem, że nagrania, których odsłuchiwał, nie stanowiły materiału dowodowego objętego śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej, a były tylko standardowymi próbkami z kabiny pilotów. Późnym wieczorem minister powiedział w TVN24: "nigdy nie oczekiwałem i nie prosiłem o dostęp do materiału, który byłby materiałem dowodowym nie będąc już prokuratorem generalnym". "Potwierdzeniem tego co mówię jest udział dziennikarzy w odsłuchiwaniu tego materiału, udział za zgodą - powtórzę to jeszcze raz - szefostwa Instytutu, a nie byłaby ona możliwa gdyby miało dojść do odsłuchiwania materiału innego niż poglądowy" - zaznaczył.

"Mam wątpliwości co do tej sprawy, w wyniku otrzymywanych informacji i dlatego będę ją wyjaśniał" - zapowiedział Kwiatkowski w TVN24.

Reklama

"Jeżeli odsłuchany był materiał poglądowy, to nie ma sprawy" - powiedział PAP p.o. rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej kpt. Marcin Maksjan. Dodał, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie (która jako prowadząca śledztwo jest dysponentem zapisów z czarnych skrzynek rządowego tupolewa) nie wyrażała zgody na ich odsłuchiwanie, a taka zgoda byłaby wymagana prawem. Podkreślił, że sprawę zna tylko ze sprzecznych doniesień mediów; nie potrafił też przesądzić, czy będzie jakieś oficjalne stanowisko prokuratury wojskowej w całej tej kwestii.

W krakowskim instytucie badany jest m.in. zapis z "czarnych skrzynek" samolotu Tu-154M, przeprowadzano także potwierdzenie identyfikacji genetycznej ofiar.